poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Rozdział XV - Mam już dość upokorzeń jak na jeden dzień.



W poprzednim rozdziale :
W końcu podjechaliśmy pod nasz dom. Coś mi w nim nie pasowało. Zmrużyłam oczy na budynek. Ponownie z Edwardem chwyciliśmy się za ręce i krok w krok weszliśmy do domu. Coś tu się nie kleiło po prostu! Zdenerwowana przed wejściem do salonu puściłam rękę zielonookiego. Przeszliśmy przez próg, a tam ....

Perspektywa Belli :
     W salonie stali wszyscy. Mówiąc wszyscy mam na myśli ... wszystkich! Alice i Jasper a także Rosie z Emmettem, ale ... O mój Boże! Zaczęłam piszczeć i w podskokach podbiegłam do pary trzymającej się za ręce.
- Esme! Carlisle! - krzyczałam, tuląc ich oboje do siebie.
- Cześć Kochanie! - śmiała się kobieta tuląc mnie. Wtórował jej Carlisle. Po chwili i ja chichotałam.
-  Ale ... Jak? Co wy ... Co wy tu robicie? - mówiłam z prędkością światła, ale na tyle blisko ich uszu, że z pewnością oboje usłyszeli. Nagle oboje się uśmiechnęli i lekko ode mnie się odsunęli. Zauważyłam, że przyjaciele przybliżyli się tak, że stałam w środku koła. Co dziwnego, w moim zasięgu wzroku nie było Edwarda.
     W salonie rozległ się dźwięk uderzania palców o klawisze. Rosie i Alice, które stały obok siebie lekko się rozsunęły dając mi widok na pianino, na którym grał... miedzianowłosy. Melodia układała się w prostą, dziecięcą melodię, a po chwili każdy śpiewał...
     Każdy śpiewał, a ja - jak głupia - ciągle obracałam się wokoło by słyszeć ich głosy. Każdy śpiewał głośno i wyraźnie, szeroko otwierając usta. Właśnie wtedy do mnie dotarło, że dziś jest trzynasty września - moje osiemnaste urodziny. Spojrzałam w kąt, który przyciągał wzrok przez swoje kolory. Były to paczuszki - różnej wielkości, jedne były małe inne zaś przewyższały wielkością mnie.  Gdy skończyli, wzruszona każdego mocno przytulałam i całowałam w policzki - Emmett śmiał się, że Rosie będzie zazdrosna na co Jasper zawtórował mu chichotem i skinął głową. Na koniec zostawiłam sobie Edwarda, który stał lekko z boku. Uśmiechał się lekko.  Nie całowałam go przed wszystkimi - wciąż nie wiedziałam czym właściwie jesteśmy, a poza tym faceci to dziwne istoty - kto wie, czy on chciałby być przez mnie całowany - jak wspominałam, to jest facet, jego nie ogarniesz. Po prostu z całej siły go przytuliłam i wtedy to do mnie dotarło.
Ta 'niby randka' była tylko dla tego, by wyciągnąć mnie z domu! Alice bądź Rosie nie mogły mnie zabrać, powiedzmy na zakupy, bo musiały zająć się przygotowaniami! To wszystko było tylko przykrywką! Edwardowi na mnie nie zależy! Całował mnie tylko dlatego, by nie zrobić mi przykrości w tym dniu. A ja myślałam, że ... Poczułam dziwne ukłucie w sercu, tak mocne i silne, że do oczu napłynęły mi łzy...
     Pocałowałam go w policzek, ale to było takie ... sztywne. Postanowiłam do czasu odstawić uczucia do Edwarda na drugi tor.
     Odwróciłam się z powrotem w stronę przyjaciół ciągnąc zielonookiego za rękę. Na razie postanowiłam, że traktować go jak przyjaciela - zero intymnych gestów i namiętnych pocałunków. Typowa damsko-męska przyjaźń. Spojrzałam niepewnie na Alice, która w tej chwili krzyknęła:
- Teraz prezenty !
Jęknęłam, mimo że byłam trochę podekscytowana - po raz pierwszy ktoś o mnie pamiętał i chciał to w jakiś sposób uczcić - byłabym szczęśliwa i entuzjastyczna nawet przez sms'a, który dotarłby tydzień po moich urodzinach. Liczy się pamięć! Nawet lekko opóźniona.
Podeszliśmy do prezentów. Zerknęłam na największą paczkę - była ode mnie większa gdzieś z dziesięć centymetrów. Mimo wszystko nie przewyższała moich przyjaciół i tatę. Tata... Nigdy go nie miałam, ale  teraz zastępuje mi go Carlisle.
- Nie patrz jakby to była bomba! To specjalnie ode mnie - uśmiechnął się krzywo Emmett.
- Od Ciebie? Huh - przyłożyłam sobie teatralnie dłoń do serca - To jak mam na to w takim razie patrzeć - powiedziałam śmiertelnie poważnie. Chłopak zmrużył na mnie śmiesznie oczy na co się roześmiałam i poczochrałam go po kruczoczarnych włosach co było dość trudne, bo Em był ode mnie wyższy... Dużo wyższy...
- Nie pier ... - powiedział lecz nagle przypomniał sobie o obecności Esme i Carlisle'a. - Eeee...aaaa... ee.. nicz! Nie piernicz tylko otwieraj Siostrzyczko - powiedział puszczając mi oczko. Uśmiechnęłam się czule na to, że akceptował mnie, aż tak by nazwać mnie siostrą - ja też traktowałam go jak brata, którego nigdy nie miałam. Przytuliłam go jeszcze raz - tym razem szybko - zanim nie zaczęłam starannie odpakowywać papieru. W końcu ujrzałam czarne pudło z otwarciem na górze . Ciekawa uchyliłam pudełko i włożyłam w niego rękę. A jak tam było coś gryzącego? Albo ostrego?  Jednak zamiast wyczuć coś wbijającego się w moją skórę, czułam miękką fakturę... czegoś!
     Szybko wyciągnęłam opisaną rzecz z pudełka. Okazało się, że to wielki miś! Typowy Teddy Bear. Spojrzałam na Emmetta.
- Gdy to zobaczyłem od razu skojarzyło mi się z Tobą! A to misiek jest i on będzie Cię zaspokajał najlepiej! - powiedział rozglądając się - Och wy zboczeńcy! Chodziło mi o zaspokajanie snu, a nie ...  frustracji seksualnej.
- No właśnie ! Po co  nam faceci skoro mamy miśki! Kochanie kupisz mi takiego? - zapytała słodko Rosie używając magicznego, głębokiego jak ocean spojrzenia na Emmecie.
- Ty masz mnie! Taki misiek Ci nie potrzebny - wybrnął podchodząc do niej i zarzucając na nią  swoje ramię całując ją w czoło na co dziewczyna się szeroko uśmiechnęła. Oboje wyglądali na takich zakochanych. Baa ! Oni byli zakochani po uszy ! Też chciałam tak wyglądać z Edw... Zamknij się, Swan !
- Dzięki Emmett - powiedziałam uśmiechając się słodko i przytulając do siebie maskotkę w wersji XXL. Chłopak wypuścił Rosalie  z uścisku otwierając specjalnie dla mnie ramiona. Bez zastanowienia wtuliłam się w Emm'a, by po chwili oderwać się od niego i spojrzeć zaniepokojona na jego dziewczynę.
- Nie jesteś zazdrosna, prawda Rosie ? - spytałam na co dziewczyna tylko się zaśmiała mówiąc :
- Oj Bello, Bello. Jesteście tylko przyjaciółmi a ja zdaje sobie z tego całkowitą sprawę. Kocham was obojgu i wiem, że łączą was tylko relację siostra-brat - powiedziała i puściła mi oczko. Uśmiechnęłam się do niej szeroko, a ona odwzajemniła ten szczery gest.
Gdy tylko oderwałam się od ramion Emmetta podeszłam z westchnięciem do reszty prezentów. Popatrzyłam błagalnie w stronę schodów, ale Alice - jakby z posiadając siódmy zmysł - pokrzyżowała moje plany stając na mej prostej drodze prowadzącej do stopni.
- Gdzieś się Kochana wybierasz ? - spytała, niby niewinnie się uśmiechając. Podstępny, złośliwy chochlik!
- Ja? Nigdzie! - powiedziałam ironicznie.
- Teraz prezent od Rosie - powiedziała, jakby nasza wcześniejsza wymiana zdań nie miała w ogóle miejsca!
         Westchnęłam spuszczając wzrok i obróciłam się ponownie w stronę paczuszek. Alice podała mi różową torebkę. Odchyliłam ją i wyciągnęłam... komplet seksownej bielizny - więcej odkrywała niż zakrywała, zamiast klasycznych fig były czarne, koronkowe stringi. Biustonosz był koronkowy w kolorze bordowym. Do całego kompletu był dołączony szlafroczek -króciutki i ledwo zasłaniający pupę, więc sądzę, że może służyć do dwóch rzeczy - albo do większego podniecenia partnera, który miałby mnie w tym zobaczyć, albo, by zawsze leżał pod ręką - gdyby ktoś wszedł do pokoju w nieodpowiednim momencie, a kołdra leżałaby powiedzmy dalej. W każdym razie myślę, że w takim szlafroczku raczej nie przywitam naszego sąsiada... Mimowolnie zrobiłam się czerwona wyobrażają sobie, że ściągam z siebie ten cholerny materiał a pod nim jestem zupełnie naga, następnie zaczynam zmysłowo tańczyć, a przede mną - na fotelu siedzi Edward, który skinięciem palca przywołuje mnie do siebie... Swan! Do cholery! Poczułam wilgoć w miejscach intymnych, więc zaczęłam myśleć o czymś innym. Popatrzyłam na Rosie z podniesionymi brwiami - dziewczyna tylko wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się i puściła oczko. Oprócz kompletu było coś jeszcze. Sięgnęłam po to wyciągając ozdobny flakonik. Wiedziałam co to jest! Kilka dni temu, razem z czarnowłosą i blondynką, siedziałyśmy u mnie w pokoju przeglądając katalog z kosmetykami. Pocierałyśmy każdym możliwym palcem bądź nadgarstkiem prawie każdą stronę, by zobaczyć jaki dany szampon, płyn do kąpieli bądź perfum ma zapach. I w końcu trafiłyśmy na tą woń. Flakonik był fioletowy i powyginany w różne strony świata. Już sama butelka urzekała. Zapach był bardzo kwiatowy - coś jak frezja. Cena była ... wysoka jak  na 15 ml. Nie wiem dlaczego ich nie kupiłam... Może byłam głupia, czy coś. W każdym razie perfumy Cacharel Amor Amor zdecydowanie mnie urzekły. 
         Teraz, w moich dłoniach był spory zapas tych ślicznych flakoników. Nie wiem jak to Rosie zrobiła, ale byłam jej bardzo wdzięczna!
         Na samym dnie torebki prezentowej była koperta. Odręcznie, wręcz wykaligrafowane było "Dla Belli" Otworzyłam zaciekawiona, w środku była karta - wielkości dowodu bądź karty do bankomatu. Była też takiej samej  struktury - śliska plakietka. Było na niej napisane :

         Zaczęłam się śmiać z ostatniego zdania, a dokładniej z dopisku i dodatkowego kruczka.
Rzuciłam się na Rosie wcześniej odkładając prezenty. Pod wpływem praw fizyki blondynka upadła a ja na nią śmiejąc się z siebie jak głupie. Wstałyśmy i uściskałam ją ponownie po czym dałam jej buziaka w policzek.
- Dziękuje ! Dziękuje ! Dziękuje ! - krzyczałam wtulając się w nią ponownie. Ona tylko odwzajemniała uścisk śmiejąc się ze mnie serdecznie.
- Ta bielizna jest specjalnie dla przyjemności Edwarda, uwierz mi - nie miał żadnej dziwki w swoim łóżku odkąd się tu wprowadziłaś - powiedziała mi do ucha tak, bym tylko ja usłyszała.
- Ale ja nie ... - zaczęłam, ale mi przerwała.
- Wiem swoje. - zakończyła krótko.
- Och Rosie, Rosie...
- Wiem swoje - powtórzyła ponownie, a ja tylko wzruszyłam ramionami zamykając oczy i wtulając się mocniej w przyjaciółkę wyszeptałam jej cichutko do ucha :
- Dziękuje.
Ona tylko mocniej mnie uściskała. Nie zwracając uwagi na innych wciąż trwałyśmy w objęciach.
- Dosyć tych czułości! Teraz nasz prezent - powiedział podniecony jak mała dziewczynka Jasper. Oderwałyśmy się od siebie patrząc na niego z podniesionymi brwiami. - No co ?
- Nic Jazzy, nic. - westchnęłam sięgając po biały pakunek cały oblepiony w literki układające się w słowa Od Jaspera . Odpakowałam powoli paczuszkę czym doprowadziłam Jaspera do szału. Gdy w końcu skończyłam moim oczom ukazało się czarna satynowe pudełeczko - czyżby od jubilera? Spojrzałam pytająco na blondyna a ten tylko puścił mi oczko. Podniosłam wieczko a moim oczom ukazał się piękny złoty zegarek! Zwykły, prosty, całkowicie w moim stylu. Uniosłam zegarek z delikatnej poduszeczki by zauważyć, że z tyłu na tarczy zegara był wygrawerowany napis : Dla Belli od Jaspera, Edwarda, Emmetta i Carlisle'a! Kochamy Cię, Słoneczko!  Zegarek był od chłopaków. Rozejrzałam się wokoło by ich zlokalizować - każdy patrzył na mnie czekając na reakcję. Dziewczyny subtelnie-według-nich starały się spojrzeć na rzecz w mojej prawej ręce.
- Chodźcie chłopcy - zawołałam na co podeszli w ekspresowym tempie stając na przeciwko mnie w kolejności - Jasper, Emmett, Edward i Carlisle. Rzuciłam się na nich chowając głowę w ramieniu Emm'a i Ed'a. W piątkę razem się przytuliliśmy. Moja wcześniejsza randka jeszcze dodatkowo głaskała mnie po plecach. Zaszlochałam bez łez - Też was kocham Chłopaki! Tak bardzo! Jesteście dla mnie rodziną, której nigdy nie miałam. Dziękuje. Za wszystko - mówiłam w ich ramiona ale jednocześnie patrząc w ostatnich zdaniach na dziewczyny, które stały kilka metrów dalej. Skinęłam na nie aby podeszły więc każda rzuciła się na swojego chłopaka - a dokładniej na jego plecy. Każda to każda - nawet Esme! Pomimo swego wieku miała duszę beztroskiej nastolatki! Kochałam ją, była moją mamusią - jedyną którą miałam. Renee nie była moją matką - była kobietą, która mnie urodziła. Dzieliłyśmy jedynie DNA - nic więcej! Jedyną rzeczą jaką robiła dla mnie było karmienie mnie piersią - potem wynajęła opiekunki, które nauczyły mnie mówić, chodzić, czytać... Które mnie wychowały i udzielały się w  moim życiu więcej, niż moja matka... Moja własna matka!
         Po wieczności w końcu oderwaliśmy się od siebie, a Alice zaczęła ciągną mnie w stronę prezentów. Dosłownie mnie ciągnęła, mimo że miałam obcasy! W końcu, widząc minę Esme na moje buty ciągnące się po gładkich panelach zaczęłam normalnie iść z dumnie podniesioną głową i z ... salwami śmiechu ze strony innych.
         Tym razem w moje dłonie wpadła torebka - oczojebna i różowa. Kolor dosłownie raził w oczy. Tak Bello, a czego się spodziewałaś określając kolor 'oczojebnym'? ...  Spojrzałam pytająca na Alice a ta tylko się wyszczerzyła i pokazała mi język. Wywróciłam na nią oczy, i powoli odchyliłam torebkę sięgając po kolejną kopertę. W środku był karnet na cały weekend do ... SPA ? I taka sama karta podarunkowa jak Rose. Ponownie rzuciłam się na czarnowłosą. To nie wszystko - powiedziała mi do ucha. Zmarszczyłam brwi i potrząsnęłam torebką, którą wciąż miałam w ręce, ale nic się nie rzuciło co oznaczało, że jest pusta. Dziewczyna tylko wskazała głową worek - taki jak Świętego Mikołaja - tylko, że ten był różowy. Od góry był związany czarnym, grubym sznurem. Oderwałam się od przyjaciółki podchodząc do tajemniczego worka. Delikatnie zaczęłam odwiązywać węzeł , a po chwili udało mi się to. Odchyliłam worek a w środku było mnóstwo ... słodyczy! Stos czekolad, lizaków, ciasteczek i jakichś innych pierdołeczek. Teraz ponownie rzuciłam się na nią tym razem z piskiem. Ten chochlik wie, czego nam - kobietom - potrzeba na czarną godzinę. Alice tylko zaśmiała się ze mnie, i co dziwne - nie przewróciła się pod wpływem mojego ciężaru. Mocno się w nią wtuliłam szepcząc jej jednocześnie do ucha - Dziękuje Siostrzyczko - tak cicho, by tylko ona usłyszała. Ona jedynie - podobnie jak Rosie - objęła mnie mocniej.
         Po tysiącu całusach i wieczności w jej objęciach w końcu oderwałam się od czarnowłosej. Zauważyłam, że każdy na nas patrzył, chyba byłyśmy w uścisku trochę za długo, hehe. Zdziwiła mnie jedynie mina Jaspera. Patrzył na nas, a właściwie na mnie z ... wyrzutem.
- Co się... - zaczęłam, ale przerwał mi zdanie.
- Pominęłaś mój prezent! - wyrzucił , wydymając wargi.
- Ale przecież ten zegarek...
- To był prezent od chłopaków, ode mnie jest tamten - powiedział wskazując inną torebkę. W środku znajdował się szampan - litrowy i drogi, wiedziałam to, bo gdy odwiedzałam dział alkoholowy takie butelki były na samej górze.
Ale to nie był jedyny prezent... Otóż w torbie było jeszcze jednio opakowanie - nie duże i nie małe, nieopisane. Otworzyłam je i wsadziłam rękę wyciągając, ale nie patrząc na to. Patrzyłam w przestrzeń, by bezpiecznie wyciągnąć mój prezent. W końcu spojrzałam w dół, a tam był... o ja pierdole! Kurwa, Jasper jest pojebany! Zaczęłam się śmiać.
- Serio Jasper, wibrator ? - wciąż rechotałam a razem ze mną przyjaciele i rodzice. Wszyscy oprócz... Zgadnijcie ! Wszyscy oprócz blondyna!
- Ty jako jedyna nie masz na czym się wyżyć seksualnie! Poza tym pomagał mi z prezentem Emmett. - teraz upadłam na podłogę z chichotu. O mój Boże! Ja nawet nie wiem jak to włączyć, a tym bardziej gdzie i jak to włożyć! Dobra, to ostatnie może i bym wiedziała, ale co tam.Wciąż telepocząc się ze śmiechu przytuliłam go szybko i mocno całując w policzek z głośnym mlaśnięciem.
- Dzię... Dzięk... Dziękuje Jazzy... To takie .... nie... niespodziewane - powiedziałam, a śmiech przerywał mi zdanie. Nie potrafiłam się powstrzymać! To było kurewsko zabawne!
         Odwróciłam się w stronę ostatniego prezentu, na co Ed zaczął mamrotać, że zawsze jest na końcu. Przewróciłam na niego oczami i powiedziałam, że robię wyjątek i tym razem na końcu będzie Esme i Carlislie, którzy trzymali paczkę w rękach kobiety, zaś jej małżonek obejmował ją od tyłu i ciepło się uśmiechał na moje słowa - podobnie jak jego żona.
         Wzięłam ostatnią paczuszkę i skierowałam się w stronę Edwarda - jeśli to miałoby coś żenującego to chociaż będę miała blisko, by go zabić.
         Otworzyłam powoli paczuszkę uważając by nie uszkodzić papieru, a jednocześnie wkurzyć Edwarda przez to, że trwało to dłużej niż gdybym nie zwracała uwagi na opakowanie. W środku pudełka na początku był kobiecy zestaw - peeling do ciała gruboziarnisty, szampon do włosów, odżywka, żel pod prysznic, sól i płyn do kąpieli oraz dezodorant - wszystko o zapachu truskawkowym.
- Kurwa, dildo?- zastanawiał się cicho Emmett. Uniosłam na niego brwi, a on wskazał mi peeling do ciała, który... no cóż, po dłuższych przemyśleniach rzeczywiście wyglądał jak wibrator! [pozdrawiam moją przyjaciółkę od której dostałam taki właśni peeling, LINK ]  Miał swój kształt i tak dalej. Wszyscy zaczęliśmy się śmiać, a Ed prychnął obrażony.
- Gdy to powąchałem od razu mi się to z Tobą skojarzyło  -wyjaśnił Edward na tyle cicho, bym tylko ja to usłyszała.. Uśmiechnęłam się do niego, na co ten odpowiedział mi tym samym. Urocze. - Zanim się na mnie rzucisz wszystko zobacz - szepnął, wystawiając mi język. Prychnęłam na niego wyciągając kolejną rzecz. Był to karnet całoroczny na basen i lodowisko. Karnet obejmował dwie osoby... Mnie i Edwarda.
         W paczce była także antyrama wielkości A3. Sięgnęłam po nią. Okazało się, że w szklaną ramkę był oprawiony rysunek, na którym byłam razem z zielonookim. Pewnego dnia po prostu Alice zarządziła sesję zdjęciową. Miałam takie zdjęcia oprawione w ramki na ścianach, ale to był rysunek! W prawym dolnym rogu był krótki podpis :
Dla Bells od Edwarda.,
Kocham Cię ♥
         To było takie urocze, w szczególności ostatnie słowa, ale zrozumiałam, że to było w kontekście przyjaciółka-przyjaciel, bądź brat-siostra . Niestety nie tak jakbym chciała. Ale czy życie kiedyś szło w parze ze szczęściem?
         Uśmiechnęłam się czule do Edwarda, odłożyłam prezenty i mocno się w niego wtuliłam wczepiając dłonie w jego miękkie włosy, na co chłopak lekko mnie uniósł - na tyle wysoko, że pocałowałam go w czoło. On także mocno mnie przytulił, W końcu czułam się kompletna i bezpieczna - i takie uczucie może dać tylko jedna osoba. Może, ale nie musi. Cieszyłam się, że mnie nie odepchnął i ...
- Mam dla Ciebie jeszcze jeden prezent, ale to wieczorem, okej ?  -spytał szeptem, a ja wyszeptałam cichutkie okej, mimo że się bałam. A co jeśli chce mi powiedzieć, że nie chce się pakować w nic poważnego - w końcu przed moim przyjazdem był typowym kobieciarzem. Może zaczyna mu po prostu brakowa seksu i dużych dekoltów? Co jeśli powie, że nie jest gotowy - najczęstsza wymówka używana by odmówić poważnego związku, używają go zarówno kobiety ja i mężczyźni. Ponadto musi wiedzieć, że coś do niego czuję - no przecież nie rzuciłabym się z ustami na przyjaciela tylko dla zabawy.
         Powoli, ucałowując Edwarda w policzek, oderwałam się od niego i zaczęłam iść w stronę małżeństwa obejmującego się i anielsko uśmiechającego.
- To dla Ciebie , Kochanie - powiedziała Esme podając mi cienkie ... coś. Chuj wie co to było - wyginające się niczym kartka, nie duże... Rozerwałam papier, a tam ... O mój Boże!!! Były to bilety do Francji dla sześciu osób! Zaczęłam głośno piszczeć pokazując przyjaciołom kawałek papieru... I oni skopiowali moją reakcję...
-STOP! Dlaczego wy tak właściwie nie jedziecie?- zapytałam, nagle rozumiejąc, że bilety są dla sześciu osób, nie ośmiu.
-Wtedy jesteśmy jeszcze na wyjeździe, wiecie praca. Ale spokojnie, nadrobimy to - odpowiedziała Esme puszczając mi oczko.

***

         Alice pobiegła włączyć muzykę wręczając mi tacę z alkoholem. Esme i Carlisle patrzyli na to sceptycznie, ale w końcu dali się przekonać 'magicznemu' spojrzeniu Rosalie. W tym samym czasie Emmett i Carlisle zabrali moje prezenty mówiąc, że ułożą je w moim pokoju. Aż się bałam. Co jeśli znajdą jakąś podpaskę w łazience chcąc odłożyć na jakąś półkę kosmetyki od Edwarda? W sumie to także łazienka miedzianowłosego, więc... A co do Niego... Pomógł mi z tymi kieliszkami - zabrał szampana i poustawiał kieliszki na całej tacy, by czasami nie przeważyły jednej strony...
         W końcu wszyscy się zebraliśmy i Esme zaczęła :
- Bells, mimo że mieszkasz u nas dopiero kilka tygodni, to razem z Carlislem kochamy Cię jak własną córkę - tata pokiwał głową aby potwierdzić i objął swoją żonę w talii - Nie będzie to jakaś długa wypowiedź - tu uśmiechnęła się do mnie, puszczając mi oczko, zaśmiałam się - Po prostu cieszymy sie, że dołączyłaś do naszej rodziny i tak łatwo się zaaklimatyzowałaś mimo ostatnich wydarzeń - ciągnęła i trochę posmutniała - wiedziałam, że mówi o feralnej imprezie i Tanyi - Mamy dla ciebie, właściwie dla was wszystkich, myślę, że dobrą wiadomość - powiedziała, patrząc do góry - na swojego męża.
- A więc... zmieniamy z Esme pracę - zaczęliśmy piszczeć i wrzeszczeć! - Dostałem pracę jako lekarz, wiem, że nie wiecie, ale kiedyś ukończyłem studia medyczne i z braku pracy zacząłem pracować jako ornitolog - tam poznałem Esme i nie chciałem już kończyć pracy, ale oboje zdecydowaliśmy, że za bardzo za wami tęsknimy kiedy jesteśmy tysiące kilometrów od was. - Wszyscy rzuciliśmy się na małżeństwo, które zaczęło się z nas śmiać - bosko. - W każdym razie Esme będzie pracować w domu i postanowiła, że ...
- Chcę otworzyć własną kwiaciarnię - powiedziała jego żona, przerywając mu. Znowu piszczeliśmy - nawet chłopaki ... co jest dziwne.
- Jest coś jeszcze... - zaczął Carlisle. - Chodzi o to, że ... wiemy, że może wam to ... nie odpowiadać, ale... jeśli mamy zmienić prace musimy się przeprowadzić - co dziwnego, przyjaciele nie zaczęli marudzić - wręcz przeciwnie! Zaczęli wiwatować i przytulać się - zresztą ja też. - Okej ... Nie spodziewałem się takiego ... entuzjazmu z waszej strony i trochę tego  nie rozumiem...
- Zmiana szkoły - zaczął Edward, ale przerwała mu Esme.
- Niestety przenosimy się dopiero po skończeniu roku szkolnego- wszyscy wydymaliśmy dolne wargi, co wyglądało trochę śmiesznie...
         Pogadaliśmy o tym jeszcze chwile i okazuje się, że każdemu podobał się pomysł wyprowadzki z Miami - dziewczyny z powodu ciągłego słońca i codziennego golenia nóg** Zaś chłopcy - z powodu zbyt dużej ilości sklepów i za dużo - jak to powiedzieli miastowych spalin . Jak się dowiedzieliśmy wyjeżdżamy do Seattle ! Taaaak ! Co prawda to nie daleko Phoenix, ale i tak tam nigdy nie wrócę...
- Teraz kolejna niespodzianka dla Belli i Edwarda - zaczęła tajemniczo Rosie. Spojrzałam na początku na chłopaka, z którym dziś się całowałam, ale i on przypatrywał się blondynce z zaskoczeniem.
- Rose, chyba trochę za późno, urodziny miałem trzy miesiące temu - powiedział zielonooki drapiąc się po karku, chcąc rozładować atmosferę - nie udało mu się to za bardzo - dalej wpatrywałam się ze zdziwieniem w blondynkę. Zaś ona przewróciła oczami na stwierdzenie chłopaka.
- Jeju Edward... Chodzi o to, że... - zaczęła, ale nie skończyła, bo przerwał jej Emmett skacząc po salonie jak mała piłeczka.
- Zmieniamy szkołę! Będziemy razem chodzić do szkoły! Wszyscy! Ja, Rosie, Jazz, Alice i wy - wrzeszczał Misiek. i ja po chwili zaczęłam piszczeć. Edward nie był tak ... otwarty jak my - cieszył się, ale nie tak jak ja z Emmettem - my przytulaliśmy się i skakaliśmy jednocześnie, on natomiast przytulał dziewczyny z uśmiechem na ustach, by po chwili podać rękę Jasperowi i zderzyć się z nim barkiem - podobnie, gdy już skończyłam z Emmettem, zrobił z nim. Ja rzuciłam się na resztę przyjaciół i na rodziców.
- To cudownie! - tylko tyle zdołałam powiedzieć.
- Zajebiście ! - krzyknął rozentuzjazmowany Edward, by po chwili skulić się na widok karcących spojrzeń od Esme i Carlisle'a...

***

         Dwie godziny później wciąż świetnie się bawiliśmy - tańczyliśmy, piliśmy, gadaliśmy i śmialiśmy się, Nagle Alice wskoczyła na kanapę między mnie a Rosie - obie plotkowałyśmy, i wykrzyknęła :
- Teraz karaoke !
         Wszyscy jęczeliśmy poza czarnowłosą i ... Emmettem, któremu na stwierdzenie Alice, w oczach zaświeciły się dwie iskierki, po czym zaczął krzyczeć:
- Ja pierwszy! Ja pierwszy! Ja! Ja! Proszę ja! Jaaaa!
- Dobra dzieciaki - zaczął Carlisle. - My jesteśmy zmęczeni po podróży, więc idziemy już spać, ale wy bawcie się dalej. Będziemy spać w tym wyremontowanym pokoju na strychu. Alice wstawiła tam dziś łóżko. Jakbyście coś potrzebowali to wiecie gdzie biegnąc. Tylko nie rozwalcie domu - dokończył już na schodach, puszczając nam oczko. Podczas gdy mówił każdego z nas przytulił i ucałował w policzki. To znaczy dziewczyny całował w lica - chłopaków tylko przytulał - to nie było nic dziwnego, po prostu ojciec przytulał swoje córki i synów. Po chwili Esme powtórzyła czynności swego męża, a po tym ruszyła za Carlisle'm przeskakując co drugi schodek. Chyba im się śpieszyło... hehe.
            Jasper na palcach podbiegł do schodów i popatrzył w górę i chwilę tam stał, nadsłuchując. Po upływie trzydziestu sekund uśmiechnął się triumfalnie i zaczął iść w stronę piwnicy. Wrócił z tamtego pomieszczenia ze sprzętem do ... karaoke. Postawił na stoliku, w salonie średniej wielkości pudło i zaczął z niego wyciągać mikrofony i inne te pierdoły.
- Właściwie dlaczego przenosicie się do naszej szkoły - spytał Edward mrużąc śmiesznie oczy. Spojrzałam pytająco na przyjaciół, bo również tego nie rozumiałam. Przecież Emmett i Rosalie byli już w trzeciej klasie licealnej - nie opłacało się to za bardzo.
- Szczerze mówiąc jeszcze gdy nie wiedzieliśmy, że będziesz z nami mieszkać chcieliśmy zaproponować Edwardowi by przeniósł się do nas do szkoły. - mówiła Rosie, nie przerywając swojej czynności, a mianowicie rozplątywanie kabla od czegośtam. - Chcieliśmy go po prostu pilnować, by nie zaliczył całej szkoły - w tym momencie miedzianowłosy prychnął. - Potem pojawiłaś się ty i potem ten wypadek. Dalej chcieliśmy wam to zaproponować, ale w oczach tej tlenionej blondyny wyglądałoby to jakbyś uciekała, a tak nie jest, poza tym tęsknimy za wami - wystawiła nam język na co uśmiechnęłam się szczerze i szeroko do wszystkich. Oni odwzajemnili ten uśmiech.
- Już? Już? Już? Mogę zaczynać? - wpadł do salonu Emmett z piwami w rękach i pod pachami. Pomogłam mu je odłożyć, bo biedny pewnie swoich stóp nawet nie widział.
- Gotowe Emm - powiedziałam gdy już wszystko było gotowe. Chłopak w podskokach podszedł do mikrofonów i co dziwnego... za sobą ciągnął Edwarda! Z głośników popłynęły pierwsze takty muzyki ...
Edward / Emmett
                                                   [LINK DO PIOSENKI}
Ja uwielbiam Ją, Ona tu jest
i tańczy dla mnie.
Bo dobrze to wie, że porwę Ją
i w sercu schowam na dnie booooo
.

Tupiesz nóżką w każdy weekend,
jesteś ostrym zawodnikiem
Masz technikę na panienki,
puszczasz im moje piosenki
Tak, tak wchodzę w disco,
album sprawdź, to nie wszystko
Mam w co grać,
zagram czysto, fair play, się śmiej
Zrób coś więcej, czemu nie,
wchodzę w kluby, bo tak chcę
Wchodzę w branże, bo ją kocham,
spełniam sen i nie po prochach
W willach, domach i na blokach
wszędzie tam gra Sobota
Zawsze wszędzie gdzie się da, S.O.B spółdzielnia
Do kolędy cię zagrzewa,
lalki z tym nie będą ziewać
Już nie musisz ich rozgrzewać,
nie ma zmiłuj, nie ma przebacz
Krok do tyłu i dwa w przód,
balet cud, malina, miód
Essa sound, Essa brzmienie,
Essa krok, Essa chód

Ref.: Ja uwielbiam Ją, Ona tu jest
i tańczy dla mnie.
Bo dobrze to wie, że porwę Ją
i w sercu schowam na dnie booooo. x2


Jesteś ostrą zawodniczką,
masz co chcesz, możesz wszystko
Pod spódniczką kitrasz dropsy,
wiesz co lubią wszyscy chłopcy
Przed wyjściem włączasz mnie
Coco Chanel Madmoiselle
Skrapiasz szyję i masz komplet,
wchodzę w ciebie jak woda w gąbkę
Zawijasz mnie na słuchawki,
do taksówki zbiegasz z klatki
Razem wbijamy się w sale,
skarbie wyglądasz wspaniale
Ale ty to przecież wiesz,
możesz wszystko, masz co chcesz
Teraz tylko wyłącz mnie
to są tańce więc się wie
Dziś jeszcze spotkamy się,
DJ puści mnie z konsoli
Póki co skarbie pozwolisz,
rób co musisz, tańcz do woli
Nikt ci tego nie zabroni,
po co ktoś miałby to robić
Każdy ruch twój salę zdobi,
tańcz, tańcz głupiaaaa.

Ref.: Ja uwielbiam Ją, Ona tu jest
i tańczy dla mnie.
Bo dobrze to wie, że porwę Ją
i w sercu schowam na dnie booooo. x2

Razem z Alice, Jasperem i Rosie śmialiśmy się za wszem czasy. Co prawda Edward był na prawdę dobry w rapowaniu, ale Emmett używał za wysokiego głosu, co było komiczne !


Teraz Jasper z błyskiem w oku przejął mikrofon i ustawił swoją piosenkę. Z głośników poleciało I Wanna Be With You - Mandy Moore


                                                             [LINK DO PIOSENKI]

I try but I can't seem to get myself
To think of anything but you
Your breath on my face
Your warm gentle kiss, I taste the truth
I taste the truth

We know what I came here for
So I won`t ask for more

I wanna be with you
If only for a night
To be the one whose in your arms
Who holds you tight
I wanna be with you
There's nothing more to say
There's nothing else I want more than to feel this way
I wanna be with you

So I`ll hold you tonight
Like I would if you were mine
To hold forever more
And I`ll saver each touch that I wanted
So much to feel before (To feel before)
How beautiful it is
Just to be like this

Oh baby
I can`t fight this feeling anymore
It drives me crazy when I try to
So call my name
Take my hand
Make my wish
Baby, your command?

Yeah
I wanna be with you
There's nothing more to say
There's nothing else I want more than to feel this way
(I wanna be) I wanna be with you (I wanna be with you)
I wanna be with you
Wanna be with you (Yeah)
(I wanna be with you) I wanna be
I wanna be with you
(I wanna be)
(I wanna be)
(I wanna be with you) Yeah
(I wanna be with you)
I wanna be, I wanna be baby
I wanna be
(I wanna be with you)

I wanna be with you, yeah
I wanna be with you
I wanna be with you


         Mimo że piosenka była piękna to śmialiśmy się - ja, Emmett, Edward i Rosalie podczas gdy Alice miała łzy w oczach. To było komiczne - niczym Disneyowski, przewidywalny musical - gdy bohater filmu śpiewa piosenkę dla bohaterki.
         Gdy w końcu się uspokoiliśmy każde spojrzenie poleciało do mnie. Zastanawiałam się nad moimi muzycznymi umiejętnościami i wtedy wpadło mi coś do głowy. Wręcz czułam, że nad głową zapala mi się kreskówkowa żarówka. Spojrzałam na Edwarda.
- Mogę zagrać? - spytałam wskazując na fortepian.
- Umiesz ? - odpowiedział pytaniem na pytanie, kiwając jednocześnie głową na tak.
- To się okaże - mruknęłam, patrząc na fortepian zahipnotyzowana. Podeszłam bliżej dotykając palcem wskazującym instrumentu, opuszkami muskając czarne pudło. Usiadłam powoli na ławeczce. - Mając raptem siedem lat moja opiekunka, którą wynajęła Renee (stwierdziła, że nie będzie się opiekować tym głupim bachorem, czyli mną), zapisała mnie na lekcje gry na fortepianie. Byłam może na ... dwudziestu takich lekcjach. Byłam mała i chciałam poznawać świat - wytłumaczyłam im, a dwa ostatnie słowa zironizowałam, robiąc w tym samym czasie w powietrzu gest dwóch apostrof z palca wskazującego i środkowego [ ja to nazywam koci gest xD - dop.aut. ]. Uśmiechali się do mnie uroczo - odwzajemniłam ten gest. Przejechałam palcem wskazującym po klawiszach, wydobywając delikatny dźwięk instrumentu. Wyłamałam palce i zaczęłam delikatnie grać. Moje palce z każdym dźwięk stawały się coraz bardziej stanowcze i odważniejsze. W końcu z moich ust wydobył się śpiew...


Till now, I always got by on my own.
I never really cared until I met you.
And now it chills me to the bone,
How do I get you alone?
The phone call, can you stop the free fall?
Can you be the reason I can see beyond the lies if I keep holding on?
I hear you, can you stop the screaming?
Did you stop believing?
I can feel you letting go, can’t be alone tonight…
When you said I could move on and go,
you said I’m weak and it shows,
I couldn’t go on without you.
Now I’m sitting in this house alone,
wondering why I left home,
And I’m hoping that you know that…
Till now, I always got by on my own.
I never really cared until I met you.
And now it chills me to the bone,
How do I get you alone? ...


Zakończyłam piosenkę. Odwróciłam się powoli w stronę moich przyjaciół, którzy ... mieli szeroko otwarte usta, a po chwili zaczęli głośno klaskać. Zarumieniłam się na to.
- Nie wiedziałem, że potrafisz grać - powiedział, wciąż zaskoczony Emmett.
- Ja też nie - wyszczerzyłam się do niego. I on się zaśmiał, a zaraz po nim reszta moich przyjaciół.
Teraz mikrofon poleciał do Ali i Rosie, które tylko szatańsko się uśmiechnęły. 

                                                 [ LINK DO PIOSENKI ]

Who's the bum cuzzin' along in your hi fi
Stackin' d' hits wid' songs we d' swingflies
Blog 27's the bomb and you now why
None of this ill can be wrong and the beat's high

Hey boy get your ass up
Move boy, we put the clock on you boy you can't miss my friend you get knocked down get up again

Yeah you can groove to the funk when we in sight
We got nuff soul to go round hit the dance light
We can do the funkety-funk and it's all night
Yeah baby the funkety-funk and it's all night

Hey boy get your ass up
Move boy, we put the clock on you boy you can't miss my friend you get knocked down get up again

All we came to do is raise hell and just have fun
Coz' we are blog 27 and we are number one
You better raise the base put the treble on plus one
Put your name on the guest list if you really want some

Hey boy....

We got a lot of problems but we're here to disscuss one
The party with out 27, is party without fun
Get ready for the chorus coz' I'm just about done
Get ready for the do,the do come on

Hey boy get your ass up
Move boy, we put the clock on you boy you can't miss my friend you get knocked down get up again

B.L.O.G (why?) the girls are here and we d' swingflies...

Śmialiśmy się z chłopakami do upadłego. Dziewczyny były świetne i przy tym zabawne! Zeszły ze stolika, na który wbiegły podczas piosenki, przy pomocy Jaspera i Emmetta, którzy mieli dziwne miny...
- Ja pierdole, nie wiedziałem, że Rose umie śpiewać - powiedział Emmett do Jaspera, myśląc, że tego nie słyszymy. Jego słowa dotarły także do blondynki, która zwężyła na niego oczy - on sam nie mógł tego zobaczyć gdyż stał do niej odwrócony plecami. Po chwili dziewczyna pacnęła go w głowę. - Ała! Kochanie! Za co to? - zapytał odwracając się do niej twarzą.
- Za to, że nie wierzysz w moje umiejętności wokalne! - zagrzmiała blondyna. Jej chłopak tylko spuścił głowę i zaś myśląc, że go nie usłyszymy, wyszeptał 'pierdolisz'  - nie klnij! - powiedziała znowu go uderzając
- Rosalie! - powiedział donośnym tonem Emm - to się zalicza pod przemoc domową! Ja cię pozwę! Mówię Ci i... - zamilkł pod twardym spojrzeniem Rosalie i jej sukowatej pozycji - założyła ręce na piersi i zwężyła na niego groźnie oczy.
- Emmett - powiedziała dziwnym głosem - Wychodzimy! - cóż... daleko nie mieli - w końcu to dwie ulice dalej. Chłopak patrzył jej długo w oczy, po czym jego własne zrobiły się wielkie jak dwa spodki. Dziewczyna odwróciła się do nas przodem by się pożegnać i wtedy to zauważyłam! Jej oczy świeciły się jak dwa szafiry. Ona była kurewsko podniecona!
Ja, Edward, Alice i Jasper zaczęliśmy się z niej śmiać, gdy tylko zauważyliśmy ten mały szczegół. Dziewczyna tylko syknęła do nas:
- Spierdalajcie - i wybiegła na swoich szpileczkach, trzymając Emmetta za rękę. Wciąż pokładaliśmy się ze śmiechu. Edward wyjrzał zza drzwi wyjściowych i krzyknął rozbawiony w ich stronę:
- Upojnej nocy! - wyjrzeliśmy zza Edwarda a oni, cholera, miziali się na środku naszego chodnika! Jednak gdy zrozumieli słowa miedzianowłosego spojrzeli w naszą stronę, Emmett pokazał nam tylko środkowego, symbolicznego palca i dalej pobiegli, chciałoby się powiedzieć w stronę zachodzącego słońca, jednakże była już noc... No...
- My też będziemy się już zbierać, w sumie już jest późno - powiedział nagle Alice zerkając na zegarek, który wskazywał godzinę pierwszą w nocy.
- Okej, ale zobaczymy się niedługo, prawda? - zapytałam zmartwiona. Przyjaciółka tylko mnie przytuliła i zaśmiała się.
- Oczywiście, że tak głuptasku!- powiedziała ściskając mnie. Edward w tym czasie żegnał się z Jasperem podaniem ręki i takim typowym męskim uściskiem.
- Dziękuję za cudowne urodziny, Alice. Kocham Cię. - powiedziałam szczerze.
- Nie masz za co Kochana. To była sama przyjemność. Ja Ciebie też - odpowiedziała.
- Dziewczyny... - odezwała się płeć-nie-piękna, czyli faceci. Spojrzałyśmy na nich wciąż się od siebie nie odrywając.
- Alice musimy już iść- oświadczył tym razem Jasper. Wzmocniłam uścisk na przyjaciółce, ucałowałyśmy się w policzek i odsunęłyśmy, i w tym samym czasie ja wpadłam w objęcie Jaspera, a Alice i Edwarda.
- Dzięki Jazz za cudowne urodziny. Kocham Cię jak mojego braciszka.
- Też Cię Kocham siostrzyczko i nie ma sprawy - odpowiedział na moje wyznania. Ze sobą ściskaliśmy się trochę krócej.
         W końcu para wyszła trzymając się za ręce, a między nami zapadła dość niekomfortowa cisza.
- Ehmm... więc może ja posprzątam- powiedział Edward, przerywając nasze milczenie.
- Pomogę Ci-zaproponowałam, na co tylko przytaknął głową.
Razem prędko i sprawnie sprzątnęliśmy butelki szampana zalegające na stole, pozmywaliśmy naczynia, które zostały użyte na przekąski, a także pozamiataliśmy podłogę, na której walały się jeszcze resztki papieru po prezentach, jeden potłuczony kieliszek, który Rosalie sprzątnęła wcześniej na bok, szpilką. Po niedługim czasie salon niemalże lśnił, więc razem z miedzianowłosym zmyliśmy się na górę. Między nami wciąż panowała cisza przerywana dźwiękiem stukotu moich obcasów.
- Czy... uhmm... czy moglibyśmy sobie dziś odpuścić masaż? Nie mam kompletnie sił.- powiedziałam, kiedy Edward odprowadził mnie pod drzwi mojej sypialni. Było ciemno, więc nie widziałam jego reakcji na moje słowa.
- Jeśli tylko tego sobie życzysz- odpowiedział po chwili, jakby kompletnie niewzruszony. Skuliłam się w sobie.- Czy poświęciłabyś mi jeszcze 15 minut? Chciałbym z tobą o czymś porozmawiać.
- Okej, pozwól tylko, że się przebiorę, za dziesięć minut na balkonie? - zaproponowałam.
- Będę. - odrzekł, pochylając się do mnie. Czułam jego ciepło przy swoim ciele. Jego usta musnęły mój policzek, zaś on ... odwrócił się i odszedł w stronę swojego pokoju. Zasmuciłam się, jednak zrobiłam to samo, otworzyłam drzwi, wymacałam światło i weszłam do pomieszczenia, po czym natychmiast skierowałam się do garderoby.
         Zdjęłam z siebie sukienkę, rzucając ją w kąt, i obiecując sobie, że jutro ją wypiorę. Także moje buciki polecały w tamto miejsce. Założyłam starą, czarną i obcisłą bokserkę na górę, zaś na dół zarzuciłam spodenki w czarno-białe, pionowe paski i szare papcie a'la baleriny.
         Następnie skierowałam się do łazienki, by pozbyć się makijażu z mojej twarzy. Z kosmetyczki wyciągnęłam płyn micelarny by pozbyć się mojego smoky eyes. By się go pozbyć użyłam czterech płatków kosmetycznych, ale za to oczy miałam czyste.
         Zaczęłam kierować swe kroki w stronę balkonu, tam był już Edward. Stał do mnie obrócony tyłem, podpierając się o balustradę i patrząc na piękny ogród Esme, który kochała niczym dziecko. Bezgłośnie wślizgnęłam się obok niego czując ciepły wietrzyk na nogach i ramionach. Zamknęłam oczy, oparłam się o balustradę i wciągnęłam powietrze, wyczuwając w niej nikotynę. Zaskoczona zmarszczyłam brwi, otworzyłam oczy i spojrzałam w prawo, na Edwarda. Chłopak zahipnotyzowany wpatrywał się w pejzaż przed nim, paląc papierosa.
- Lubisz się truć?- zapytałam, odwołując się do jego szlugi.
- A ty? - odpowiedział pytaniem na pytanie, wyciągając w moją stronę paczkę czerwonych Marlboro, w której znajdowała się także zapalniczka. Wzięłam jedną i odpaliłam, zaciągając się mocno. Dawno tego nie robiłam. Dym wypełnił moje płuca dając mi złudne poczucie uspokojenie. Lekko uniosłam kąciki warg. To było piękne uczucie. Po chwili zamknęłam oczy rozkoszując się chwilą.
- Czemu by nie- odpowiedziałam niezobowiązująco.
- Bello...
- Edwardzie... - powiedzieliśmy w tym samym czasie. Chłopak uśmiechnął się do mnie czarująco.
- Ty pierwsza.
- Uhmm... - zaczęłam, jakże inteligentnie. Postanowiłam działać szybko i spontaniczne. Dokończyłam w spokoju papierosa, po czym wyrzuciłam go. Otworzyłam usta, a słowa zaczęły niekontrolowanie płynąć - Ja wiem, że wtedy w Wesołym Miasteczku, pocałowałeś mnie tylko, bym nie była smutna w urodziny. Rozumiem to i szanuję. Chciałam Cię przeprosić, że to zrobiłam. Po prostu poniosła mnie chwila i magia tego miejsca- kłamałam teraz jak z nut. Cholernie go pragnęłam wtedy, i teraz. - Przepraszam za wszystko. Ja chyba... pójdę już spać. Dobranoc - "kochanie" dodałam w myślach. Powoli wycofałam się do tyłu, nie patrząc na Niego. Nie widziałam jego twarzy, ani reakcji na moje słowa.
- Bello, ale to nie tak. Błagam, zaczekaj...- powiedział, jakby wyrwany z transu.
- Nie... przykro mi, mam dość upokorzeń jak na jeden dzień.
- Ale Bello, ty nie rozumiesz! Ten pocałunek...
- Tak, tak wiem. Był nieszczery. Proszę, przestań. Mam już dość upokorzeń jak na jeden dzień. Dobranoc - powiedziałam, szybko wchodząc do swojego pokoju i zamykając drzwi balkonowe. Spojrzałam na jego twarz, która była pełna szoku i niedowierzania. Chyba nie wierzył, że tak szybko się domyśliłam. Ze łzami w oczach szybko zdjęłam ubrania i w samej bieliźnie, bez prysznica, bez umycia zębów, wskoczyłam do łóżka, pragnąc by ten pocałunek nigdy się nie odbył
Nie kłam Swan, wiesz sama, że dokładnie chciałaś jego ust i wciąż chcesz- powiedziała mi moja wszechwiedząca podświadomość. I cóż powiedzieć? Jak zawsze miała racje.
           Wykończona oddałam się w objęcia Morfeusza.
         Moje siedemnaste urodziny odbyły się w piątek. Dziś jest niedziela, przez cały weekend starałam się jak mogłam, unikać Edwarda. W sobotę, wraz z Esme, pojechałam na zakupy, a w niedzielę, czyli dziś sprzątałam pokój. Jutro już poniedziałek. Szkoła, co oznacza, że na 100% będę widywała miedzianowłosego. Najchętniej zostałabym w domu, ale i tak miałam już duże zaległości...
         Co do Edwarda... starał się ze mną pogadać przez cały czas, pukając w moje drzwi, jednakże ja usilnie mu nie otworzyłam. Kompletnie nie wiedziałam, jak rozwiązać ten mały konflikt pomiędzy nami, kiedy iście szatański pomysł przyszedł mi do głowy. Sięgnęłam po komórkę, wybierając numer mojej jednej z przyjaciółek.
- Alice? Jest z tobą Rosalie? Wpadniecie dziś do mnie? Potrzebuję zabójczo seksownego stroju na jutro do szkoły.
- Kochana będziemy za trzydzieści minut. Musisz nam wszystko opowiedzieć.
- Koniecznie. Czekam- odpowiedziałam i rozłączyłam się z wielkim uśmiechem na ustach.
         Postanowiłam pokazać Edwardowi, jak cholernie seksowna potrafię być i udowodnić mu, że jestem go godna. 


** - osobiście dla mnie największym utrapieniem lata, zaraz po komarach jest... golenie nóg.
___________________________

Hej dziewczyny. To zaś ja. Po ponad 1,5 rocznej przerwie, ale powracam. Kilka słów wyjaśnień: nigdy nie zapomniałam ani o was, ani o moim opowiadaniu, po prostu moja wena zrobiła sobie urlop i musiałam ą ściągać z głębin mojego mózgu i serca, by powróciła. Udało się. Rozdziały będą się pojawiać mniej więcej 1-2 razy na 2 miesiące. Wszystko zależy od mojej główeczki.
Chciałam podziękować mojej Kasi. Kochana dziękuję, że wciąż ze mną jesteś i mnie wspierasz. Dzięki Tobie udało mi się skończyć ten rozdział. Kocham maleńka :*
Mam nadzieję, że jeszcze nie zapomnieliście o Twilight--Story, bo tego opowiadanie na razie nie mam zamiaru kończyć i go nie zakończę :) Powracam ;)
Kocham i pozdrawiam,
Aśka :*