czwartek, 23 sierpnia 2012

Rozdział XII - Prawda miała wyjść na jaw ...


Perspektywa Belli :

Obudziłam się rano zupełnie wypoczęta. Uśmiechnęłam się sama do siebie – dawno tak nie spałam. Przeciągnęłam się na łóżku wyginając ciało we wszystkich kierunkach świata. Głowę skierowałam w stronę szafki nocnej gdzie leżała moja komóreczka. Chwyciłam ją do ręki i sprawdziłam godzinę. 11:47 , 12 września 2011. Kurwa co ? Spałam AŻ tyle ?! Momentalnie dałam sobie liścia w policzek* i oprzytomniałam. Wstałam szybko i... poczułam się jak tarzan ! Tylko, że taki damski... No wiecie – Tarzan to facet a ja jestem kobietą, kapujecie , nie ? A dlaczego tak poczułam? Ponieważ stałam NAGA w pokoju. I wiecie co najlepsze ? Nie wiem czemu! Wbiegłam w dwie sekundy do łazienki i wskoczyłam pod prysznic. Pomińmy, że biegnąc do łazienki wskoczyłam na mały dywanik i pojechałam przez pół łazienki oczywiście wywróciłam się na tyłek. Poczułam to podwójnie, bo … byłam naga. Tsaa, możemy ten fakt pominąć...
Przed wejściem pod natrysk związałam włosy w koka aby ich nie zmoczyć – przecież je wczoraj myłam. Zasunęłam kabinę od prysznica i momentalnie puściłam ciepłą wodę, która od razu zaczęła delikatnie spływać po moim ciele. Sięgnęłam po mój żel, który stał obok żelu Edwarda. Eward... o kurwa ! I wtedy skojarzyłam fakty! Spałam z nim ? To by wszystko tłumaczyło! Byłam naga. Nie pamiętam co było wczoraj. Edwarda przy mnie nie było. Przez te wrażenia żel wypadł mi z rąk i spadł na MAŁY paluszek! No kuźwa. Zawsze mam pecha!** Pośpiesznie się umyłam i zawinęłam w biały puchowy ręcznik, który raczej mało co zakrywał, ale go uwielbiałam bo... był puszysty! Przeszłam pewnym krokiem przez pokój i wparowałam do garderoby. Wybrałam dla siebie krótkie spodenki, czarną i zwykłą bokserkę. Do tego zestawudobrałam czarne trampki do kostek i pozłacany wisiorek z sową. Był dość długi i ciągnął się od szyi do mniej więcej 5 cm nad pępkiem. Ponownie weszłam do łazienki i usunęłam wszystkie gumki w wsuwki z włosów. Rozczesałam je i jak zwykle były falowane. Nie chciało mi się ich prostować – nie chciałam ich męczyć, więc związałam je w kłosa. Chwyciłam moją kosmetyczkę i pomalowałam rzęsy tuszem. Wyszłam z łazienki i skierowałam się na schody...
Gdy dochodziłam do kuchni poczułam cudowny zapach. Weszłam zainspirowana cudownym aromatem do kuchni i zauważyłam, że Ed stoi do mnie tyłem. Podeszłam do niego i chciałam go przestraszyć. Byłam od niego już około jeden metr, gdy ten powiedział :
  • Cześć śpiochu ! - Nawet się nie obrócił !
  • Yhm... No cześć. - chłopak dopiero wtedy się odwrócił w moją stronę i lekko się zgiął pokazując swój policzek. Ja zamiast tego po prostu... na niego wskoczyłam! Chłopak odchylił się do tyłu i zaśmiał.
  • Cóż za energiczne przywitanie ! - dalej chichotał. Odczepiłam się od niego i dałam mu ten upragniony buziaczek w policzek.
  • Co tam pichcisz ? - spytałam tylko ździebko ciekawa.
  • Spróbuj – powiedział. Wzruszyłam ramionami i skierowałam się do jadalni, która swoją drogą była połączona z kuchni. Chłopak szedł za mną z dwoma talerzami. Trzymał je na tyle wysoko, że nie mogło zobaczyć co tam się znajduję. Usiadłam grzecznie na krześle i czekałam. Chłopak podstawił mi pod nos talerz. Hm... Co mogę powiedzieć? Że widzę to pierwszy raz! Edward wrócił się do kuchni aby przynieść mi jeszcze widelec i nóż. Wpatrywałam się w danie z otwartą buzią. Pachniały cudownie jednak nie mogłam się zabrać do ich zjedzenia...
  • Co to jest ? - zapytałam wskazując na pół kola na moim talerzu. Miały blado żółty kolor i były tak dziwnie zakończone.
  • Pierogi. - odpowiedział z uśmiechem.
  • Pierogi ? - upewniłam się. Pierwszy raz słyszałam taką nazwę.
  • Zgadza się. Kuchnia Europejska.
  • Szczegóły Edwardzie, szczegóły.
  • Dokładnie to kuchnia Polska. - powiedział kiedy kroiłam 'pierogi' na pół i wsadziłam jedną część do ust. Mmm pycha! W środku poczułam ser i ziemniaki. Pierwszy raz jadłam taką potrawę. - Ich nazwa to tak właściwie pierogi Ruskie.
  • Ruskie ? Ale mówiłeś, że to z Polski – powiedziałam i starałam sobie przypomnieć gdzie leżą oba te kraje.
  • Tak. Ale podobno Rosja przywłaszczyła se sobie podczas wojny. A tak pisało przynajmniej w książce – powiedział i uśmiechnął się czarująco. Dalej jedliśmy w ciszy. Ja zachwycałam się smakiem tych potraw, a Edward... Sama nie wiem co robił. Mnie w tej chwili interesowały tylko te przepyszne pierogi. W pewnej chwili mój najlepszy na świecie kucharz się zaśmiał.
  • Co cię tak bawi ?
  • Przypomniała mi się wczorajsza sytuacja - ponownie się zaśmiał. - Ja się starałem a ty sobie usnęłaś. No kobieto ! - teraz śmiałam się razem z nim. Tylko, że z innego powodu – ja nie złamałam swojej zasady dotyczącej seksu i byłam z siebie kurewsko dumna. Gdy w końcu skończyłam ten cudowny posiłek podeszłam do Edwarda i dałam mu całusa w policzek.
  • Dziękuje! Było przepyszne! - wyszeptałam mu do ucha swoim firmowym głosem i stanęłam za nim. Dotknęłam jego lewego ramienia a gdy ten obrócił się w tamtym kierunku z prawej strony wyciągnęłam rękę i sięgnęłam po jeszcze jednego pieroga i włożyłam go do buzi. - I to też. - zaśmiałam się kiedy wpatrywał się we mnie jak dziecko, któremu właśnie zabrano lizaka.
Ciągle chichotałam, kiedy wchodziłam do kuchni aby umyć naczynia. Podczas tej banalnej czynności zastanawiałam się nad kilkoma tygodniami, które spędziłam u Cullenów...
I nagle zamarłam przypominając sobie imprezę i coś, co obiecałam moim przyjaciołom. Miałam im wszystko wytłumaczyć. Opowiedzieć o moim życiu. Talerz wysunął mi się z ręki i zaczął upadać. Nie miałam szans go złapać. Ale zamiast mnie, zrobił to... Edward, który nie wiem jakim cudem stał za mną. Uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco i puścił oczko.
  • Edwardzie... -zaczęłam, gdy chłopak odłożył talerz na swoje miejsce i zaczął wpatrywać się centralnie w moje oczy – może moglibyśmy dziś wieczorem spotkać się z naszymi przyjaciółmi ?
  • Spoko, już do nich dzwonię. - powiedział klepiąc mnie po plecach.
Już dziś prawda miała wyjść na jaw...




* Najlepszy mój sposób na otrzeźwienie . Ale delikatnie dziewczynki , delikatnie chyba, że chcecie wyjść na światło dzienne z czerwonym plackiem na twarzy ;p
** Ostatnio mnie się taka sytuacja zdarzyła, że byłam w łazience i suszyłam włosy. Na pralce leżały moje ubrania. No i tak niefortunnie spinka z ciężkiego i twardego plastiku, która leżała na ciuchach spadła z nich i uderzyła prosto w mój malutki paluszek, gdzie znajduję się odcisk. Trafiła prosto w mały bąbelek ;(

Heeeej !
Wiem, że długo nie pisałam ale nie miałam weny ;p Jeśli dobrze pójdzie to następny rozdział być może pojawi się już jutro ;) Chciałam go dodać osobno bo to będzie raczej ważny moment ;)
Jak widać wprowadziłam trochę kuchni polskiej ;) Nie wiem czy w Stanach Zjednoczonych o niej słyszano, ale w moim opowiadaniu owszem ^^

Oczywiście notka nie może obejść się bez dedykacji :P :

  • Katie – aj ! Dziewczyno normalnie Kocham Cię :D Chyba nie muszę pisać nic więcej bo wiesz wszystko z gg ;)
  • Bells Cullen-Swan i Rosa – dziewczyny ! Bo popadnę w samouwielbienie przez was :D
  • Rose – wena idzie w moim kierunku wieeeelkimi krokami ^^
  • Katerina – jak zwykle jedno pytanie ;p Kiedy nowy rozdział ? Kocham twojego bloga i w cholerę sprawdzam codziennie czy nie ma czasem notki ;p
  • Sandi ! - to samo co u Kateriny ! Kiedy nn ? :D
  • Agusia1899 – a ja się cieszę, że podobają ci się te moje wypociny ;)
  • Wampirzyca Magda – cieszę się, że prolog ci się podobał bo ja osobiście uważam, że to pomyłka. W sensie, że napisałam to jakbym miała 8 lat a nie 14 ^^ Bardzo dziękuje za pomoc przy zapoznaniu się z blogiem i ten zajebisty wystrój .
  • Pepsi17 – ty też nie próżnujesz ^^ Rozdziały to ty dziewczyno masz zajebiste ^^

Ale i tak chciałam wam dziewczyny podziękować – za wspieranie mnie i pisanie tych wspaniałych komentarzy, ale proszę was o krytykę :D 
Jeżeli dobrze pójdzie to następny rozdział możliwie, że będzie jutro bądź pojutrze ;)
Jakby co to moje gg to piszcie śmiało :P ---> 44023229 <---


Rozdział byłby jeszcze wczoraj gdyby nie ten durny onet ! Nie mogłam normalnie notki dodać . Teraz - tu na blogspocie wszystko jest ok ;)

Rozdział XI - Gotowa ?

Perspektywa Edwarda :
Zapukałem do drzwi jej pokoju. Usłyszałem ciche proszę, więc wszedłem. Bella siedziała na łóżku w tych samych ubraniach, w których wyszła ze szpitala. Swoje czekoladowe spojrzenie wwierciła we mnie.
  • W co mam się ubrać ? - spytała z figlarnym uśmieszkiem na ustach
  • Idź do łazienki, rozbierz się – podniosła na mnie brwi z rozbawieniem. Przełknąłem głośno ślinę. - zawiń się w ręcznik i wracaj – powiedziałem zgodnie z tym jak nas uczyła kobieta na zajęciach.
  • Mogę się od razu umyć ? - zapytała stojąc przy drzwiach. Pokiwałem głową na tak. Będzie bardziej rozluźniona.
Brunetka weszła do łazienki zamykając cicho drzwi.
Ja w międzyczasie wyciągnąłem olejek do masażu. Tsaa... to znajdywało się na recepcie. Różany olejek do masażu klasycznego i erotycznego. Kurwa ! Erotycznego ? To taki istnieje ? Czemu nas takiego nie uczyli ? Bo się idioto zapisałeś na masaż klasyczny ! - podpowiadała świadomość... i z ciężkim sercem trzeba jej przyznać rację...
Dało się słyszeć dźwięki zza drzwi łazienki. Na początku odgłos szumu wody co oznaczało, że Bella jest już pod prysznicem. Potem woda ucichła. Słychać było, że dziewczyna zaczęła rozczesywać swoje długie, piękne i brązowe włosy. Następnie drzwi toalety otworzyły się a w nich stała piękna dziewczyna. Była praktycznie naga. Jedynie biały, krótki puchowy ręcznik osłaniał jej oczywiste części ciała. Jednak nie zasłaniał jej bladych ramion, smukłej szyi jak i zgrabnych ud,łydek, kostek... Mógłbym stać tak latami i się jej przypatrywać jednak dziewczyna szybko wyszła i usiadła obok.
  • Co teraz ?
  • Połóż się pod kołdrą na brzuchu zasłaniając jedynie się od pasa w dół – puściłem jej oczko. Popatrzyła na mnie wymownie. - Dobra, odwrócę się – Przewróciłem na nią oczami i spełniłem jej niemą prośbę. Odwróciłem się w stronę drzwi. 'Już' usłyszałem więc skierowałem swój wzrok na nią … i o niebiosa ! Miała takie seksowne plecy. Poczułem, że mój mały przyjaciel twardnieje. Usiadłem na jej dolnej części pleców tak aby mój ciężar jej nie przygniótł. - Gotowa ? - szepnąłem pochylając się do jej ucha. Tak odszepnęła figlarnym głosem. Odgarnąłem jej długie włosy na bok. Sięgnąłem po różany olejek i rozmasowałem go po jej plecach i zacząłem masaż …
Szybkim ruchem rozgrzałem jej kość krzyżową...
Zacząłem głaskać całą dłonią pleców co podobno podwyższa temperaturę organizmu i bardzo relaksuje – chciałem, aby Bella czuła się naprawdę dobrze! Pamiętam z zajęć, że masaż klasyczny to połączenie kilku technik o różnej odczuwalności i intensywności: głaskanie, rozcieranie, ugniatanie, oklepywanie, wstrząsanie, wibracja.
Następnym krokiem było uciskanie kciukami mięśni wzdłuż kręgosłupa co niweluje napięcie mięśniowe. Ten sposób jest głównie na stany po złamaniu kości – przyśpiesza proces regeneracji tkanek
Wszystkie te czynności powtarzałem po kilka razy. W pokoju rozniósł się aromat olejku.
Robiłem podobne czynności jeszcze przez kilkadziesiąt minut. Gdy w końcu skończyłem byłem na maksa podniecony. Atmosfery dodawał jeszcze półmrok, ponieważ nie główne świtało na środku pokoju było zaświecone lecz tylko dwie małe lampki leżące na szafkach nocnych, które były rozmieszczone po dwóch stronach łóżka. Gdy miałem już coś powiedzieć zauważyłem, że dziewczyna … zasnęła ! No super ! Ja się staram a ta śpi [xdd]. Z rozbawieniem pocałowałem ją w policzek, potem w miejsce pomiędzy łopatkami, przykryłem ją kołdrą i wyszedłem z jej pokoju nie wierząc w to, że właśnie spędziłem trzydzieści minut z dziewczyną na łóżku i się NIE gziliśmy ! To był cud! No ale w końcu Bella to nie jest ta łatwa laska z dyskoteki. Nagle usłyszałem dźwięk swojego telefonu. Zerknąłem na wyświetlacz Esme . Odebrać ? Nie byłem zaskoczony, że dzwoniła. Ciągle to roiła odkąd Bella trafiła do szpitala. Obwiniała siebie za coś, czego nie zrobiła. Esme twierdziła, że gdyby nie to, że pojechali to Belli nic by się nie stało. Pieprzenie. To wszystko przeze mnie! Powinienem z nią wtedy być, a nie... No ale cóż... Stało się. Po rozmowie z Carlisle'em stwierdziłem jednak, że to nie tylko moja wina ale także Tanyi i jej koleżaneczek.
Nacisnąłem zieloną słuchawkę.
  • Cześć Esme – przywitałem się.
  • Tak, no cześć. Co z Bellą?
  • Wszystko w porządku. Wczoraj się wybudziła – usłyszałem tak głośny pisk w słuchawce, że bałem się o swoje bębenki i odciągnąłem telefon od ucha. Trzymałem go na prostej ręce ale i tak słyszałem ten jakże wysoki dźwięk. Esme to ma powera!
  • Naprawdę? Kiedy ? O której ? Jest koło ciebie? Dasz mi ją do telefonu ? - zaczęła zadawać pytania
  • Tak, naprawdę, wczoraj, koło dziewiątej wieczór , właśnie zasnęła. - powiedziałem zgodnie z kolejnością jej pytań i jestem pewien, że gdyby stała koło mnie popatrzyła by na mnie z byka.
  • Edwardzie ! Myślisz, że zapamiętałam wszystkie pytania ?! Wrrr ! - warknęła. Nie wierzę! Esme warknęła! A to nowość. - co tam u was w ogóle słychać ? - zapytała po dziesięciu sekundach.
  • Wiesz, Bella jest w świetnej formie poza tym mamy wykupioną już receptę no i... - przerwałem.
  • I ? - zapytała zaniepokojona
  • I ma masaże … - skończyłem
  • Co ? Kto jej robi ? Pomagają? - zatrzymała się raptownie zdając sobie sprawę, że znów mnie zasypuje pytaniami. Westchnąłem ciężko.
  • No, Ja, Tak – odpowiedziałem krótko.
  • Huh ?
  • Yhym.
  • Edward do cholery ! Odpowiadaj zdaniami !
  • Tak. Masaże wykonuje ja i tak, pomagają – A śmiałem się z Carlisla, że jest pod pantoflem...
  • Achh... No tak... Brałeś kiedyś kurs. Dobra dziecko moje drogie...
  • Esme... - przerwałem jej.
  • Dziecko moje drogie – powtórzyła ale nie chciałem już się z nią kłócić. - Jest już kolacja, więc ja kończę. Kocham cię Synku , Pa skarbie.
  • Ja ciebie też, Mamo.
Rozłączyła się. Ta kobieta wpędzi mnie kiedyś do grobu ! Spojrzałem jeszcze w zegarek na wyświetlaczu. 22:53 , 11 września ! . Ponownie westchnąłem. Zszedłem na dół i siadłem na kanapie łapiąc w dłoń pilota. Włączyłem TV. Przejechałem po wszystkich kanałach, których było coś koło pięciuset. Niestety nie znalazłem dla siebie nic ciekawego. Wyłączyłem całkowicie telewizor i zgarbiony, mamrocząc sobie coś pod nosem wszedłem na górę, potem wpakowałem się do łazienki. Rozebrałem się do naga i wszedłem pod prysznic. Wziąłem mój ulubiony miętowy żel pod prysznic i wmasowałem go w ciało. Od szyi po palce u stóp. Ciepła woda ocuciła mój jeszcze podniecony umysł, który ciągle wyświetlał mi ciągle nagie plecy Bells. Tsaa , zwal na mózg ! - podpowiadała świadomość. Prychnąłem sfrustrowany, że znowu ma do cholery rację. Zmyłem z siebie płyn i chwyciłem szampon. Nie patrząc na etykietkę wlałem go prosto na głowę... Lecz nie poczułem zapachu mojego szamponu, lecz szampon... Belli ! Brawo Ed! Wymyłeś się damskim szamponem ! Eee tam... Ona się nie obrazi. Zmyłem z włosów truskawkowy szampon i wyszedłem z pomieszczenia, wcześniej myjąc zęby. W samych siwych bokserkach położyłem się do łóżka i po chwili zasnąłem. Pierdole szkołę, pójdę tylko wtedy gdy Bella zrobi to samo – było moją ostatnią myślą tuż przed oddaniem się do krainy mitycznego Morfeusza ...

Rozdział X - Moje buty

Perspektywa Alice :
Wchodząc do szpitala razem z Emmettem i Rosalie trzymała Jaspera za rękę. Wszyscy byliśmy pogrążeni w ciszy, która wyżerała nas od środka. Najdziwniej jednakże patrzyło się na Emmetta, który miał POWAŻNĄ minę! Ludzie! On nigdy nie był poważny! Ale w sumie mu się nie dziwię – minęło już 11 dni a Bells się nie budzi! Poza tym poznaliśmy świetną dziewczynę – Elise i jej chłopaka – Pitera... Naprawdę świetni ludzie...
Gdy weszliśmy do windy wyciągnęłam komórkę aby zerknąć na godzinę. 7:30. Jedenasty września, 2011. Taak. Jedenasty. Już. Aż. Dopiero. Wszystkie dni mijały szybko i głównie spędzaliśmy je w szpitalu. Najbardziej jednak podłamany był Edward. Taak. On się tym przejął najbardziej. No cóż. Wydaję mi się, że pomiędzy tą dwójką jest jakaś chemia... Zresztą to samo mówiłam o Rose i Emmecie, no i co ? Spełniło się!
Weszliśmy do sali. Edward spał – siedział na krześle z głową na łóżku szpitalnym. Bells siedziała obok po turecku wpatrując się w miedzianowłosego jak w obrazek. Brunetka była ubrana w jeansowe spodenki i czarną bokserkę z nadrukiem. Na jej smukłej szyi widniały czarne korale obwiązane dwa razy i swobodnie zostawione. Na nadgarstku za to znajdowała się kolorowa pieszczocha, a obok niej – na stoliku nocnym leżały czarne rzymianki na delikatnym obcasie... Zaraz... Chwila... Ona nie śpi!!!
  • Bella ! Obudziłaś się – zaczął ktoś piszczeć. Dopiero po chwili zorientowałam się, że źródłem wysokiego dźwięku jestem ja sama! Nie myśląc jeszcze o Edwardzie który się obudził i spojrzał na nas zaspanym wzrokiem. W kącikach jego oczu widać było śpiochy.
  • Alice! Rose! Emm! Jazz! - krzyknęła dziewczyna zrywając się z łóżka i biegnąc w naszą stronę. Przytuliliśmy się i długo trwaliśmy w takiej pozycji. Zaraz po tym dołączył do nas także Edward. Taki nasz grupowy uścisk.
  • No nareszcie się wybudziłaś! - huknął Emmett. - Jeszcze nie widziałem takiej laski która tyle śpi – zaśmiał się przez co został zdzielony po głowie od Bells.
  • Dobra spadamy stąd ? - spytała brunetka.
  • A ty nie musisz leżeć ? – spytała Rose. Ooo ! Dobre pytanie.. Popatrzyliśmy na Bells podejrzliwie.
  • Rano wypisałam się na własne żądanie – Odpowiedziała pokazując nam język.
Wzruszyliśmy ramionami i razem ruszyliśmy ku wejściu. Pożegnaliśmy się jeszcze z Elise, która pisała sms'a. Okazało się, że ona jak i Bells poznały się dziś rano! No prze cholera! Do której one śpią?
Wyszliśmy na korytarz. Bella wciągnęła głośno powietrze.
  • Moje buty! - krzyknęła na co się roześmialiśmy. - Bardzo śmieszne! - warknęła wchodząc do pomieszczenia które przed minutą opuściliśmy.

Perspektywa Edwarda :

Oj ta nasz Bella. Po chwili wyszła z pokoju już w butach trzymając w lewej dłoni bukiety od nas a na prawym ramieniu sporej wielkości torbę. Przecież ona jeszcze niedawno miała złamany kręgosłup! Wywróciłem oczami i wyszarpnąłem – tak właśnie, nie wziąłem, czy poprosiłem bo wiem, że by mi nie dała więc wyszarpnąłem ją.
  • Ej ! - Oj, oburzyła się.
  • Przypominam ci, że jeszcze kilka dni wcześniej mogłaś już nigdy w życiu wstać i chodzić więc się ze mną nie sprzeczaj! - ostrzegłem wygrażając palcem.
  • Oj tam oj tam – skomentowała i wywróciła oczami. Ruszyliśmy ku gabinetu doktora gdzie mieliśmy odebrać wypis Belli i receptę. W końcu znaleźliśmy odpowiedni drzwi i zapukaliśmy. Otworzył nam mężczyzna w średnim wieku – był raczej przy kości. Miał na sobie biały. Lekarski fartuch a na szyi stetoskop.
  • W czym mogę pomóc? - zapytał basem. Bella już otwierała usta aby wyjaśnić powód naszej wizyty, ale wyprzedziłem ją mówiąc :
  • Przyszliśmy po wypis na żądanie i receptę dla pani Isabelli Swan – dziewczyna posłała mi srogie spojrzenie mówiące ' ja mam język ! ' al kompletnie ją zignorowałem.
  • Ach tak. Już chwilka. Mężczyzna zniknął za drzwiami a po chwili znów się w nich pojawił tym razem z receptą, z jakąś dodatkową, białą karteczką, która była zapewne wypisem oraz … z młodym lekarzem. Po chwili z jego plakietki wyczytałem, że jest stażystą a nazywa się Paul Brener. Kompletnie zignorował nas i swoje spojrzenie skierował na Belle, która w akcie desperacji przytuliła się do mojego boku. Zrozumiałem iluzje, że mamy udawać parę. Objąłem ją w pasie. Lekarz podał nam te wszystkie kwitki i powiedział :
  • To są wszystkie papiery o których rozmawialiśmy, ale jest jeszcze jedna kwestia. A mianowicie... masaż! Paul – tu wskazał na tego chłopaka gapiącego się ciągle na Belle. Chłopak momentalnie słysząc swoje imię otrząsnął się i popatrzył na lekarza ( swoją drogą doktor miał na imię Sam. - jest w tym specjalistą, więc myślę, że może on zająć się panną – tu spojrzał na kartki – Swan. - jego słowa zabrzmiały dwuznacznie. Mierzyłem chłopaka złowrogim spojrzeniem.
  • Jaki będzie to masaż – spytałem nie odrywając wzroku od Paula.
  • Masaż klasyczny. - odpowiedział stażysta głupkowato się uśmiechając. O nie! Nie pozwolę ci jej dotykać skurwielu ! Poczułem, że Bella bardziej się we mnie wtuliła. I nagle mnie olśniło ! Przypomniał mi się durny zakład z Emm'em i Jazz'em, który przegrałem. Miałem iść na dwutygodniowy kurs masażystów ! Uśmiechnąłem się triumfalnie do Paula.
  • A czy jeśli potrafię go sam wykonać to Bella może nie skorzystać z … usług Paula ?
  • Oczywiście, a mógłbym spytać w jakiej firmie uczył się pan stażu ?
  • W Valaent*.
  • Och... -zamyślił się doktor – to najlepsza firma w Miami ! W takim razie Paul nie będzie wam potrzebny. - chłopak spojrzał na mnie ze złością, prychnął i odwrócił się na pięcie znikając mi z pola widzenia. I dobrze. Nie miałem ochoty go oglądać.
Lekarz podał Bells wszystkie kwitki i ruszyliśmy do wyjścia ze szpitala głośno dowcipkując i śmiejąc się. Co ciekawe Bella cały czas mnie przytulała. Pewnie myślała, że Paul jeszcze wygląda przez okno czy coś. Ale nie protestowałem – gdzieżbym śmiał [ xdd ].
W samochodzie panowała podobna atmosfera – po prostu luźna !
W końcu dojechaliśmy. Bella widząc dom szeroko się uśmiechnęła odsłaniając śnieżnobiałe zęby. Bacznie obserwowałem ją, a gdy zerkała na mnie uśmiechałem się anielsko. Dziewczyna wyszła z samochodu, rozłożyła ręce i obróciła się kilka razy śmiejąc.
  • I tego mi brakowało – szepnęła na tyle głośno że tylko ja to usłyszałem.
  • Czyli ? - zapytałem. Nie bardzo rozumiałem o co jej chodzi.
  • Słońca, przestrzeni i … domu ! - powiedziała patrząc w moje oczy. Pokiwałem głową ze zrozumieniem.
Wzięliśmy manatki Bells i wnieśliśmy do jej pokoju. Alice przygotowała dla niej niespodziankę i w miejsce pustej antyramy nad łóżkiem wstawiła sporej wielkości fotografię przedstawiającą nas wszystkich – Mnie, Belli, All, Jazz'a, Rose, Emm'a, Carlisle'a i Esme. Zdjęcie było piękne!
Wszedłem do swojego pokoju i usiadłem na łóżku przygotowywując się do perspektywy spędzenia z pół nagą Bellą przez piętnaście minut i jakby … się uśmiechnąłem ! :)

  • Nazwa firmy zmyślona ;pp

Rozdział IX - Ogarnij się !

W poprzednim rozdziale :
Nagle usłyszeliśmy … „


Perspektywa Edwarda :

Nagle usłyszeliśmy przesłodzone i cukierkowe Cześć Sharon ! Od strony drzwi. Wszyscy spojrzeliśmy w tamtym kierunku i zamarliśmy. W drzwiach stała Tanya! Ta suka! Obiecałem, że ją dorwę... Wstałem ze stołka i zacząłem się wydzierać :
  • Ty jebana suko! I ty masz czelność się tu kurwa pokazywać?! Jak ci nie wstyd ?! Co, myślisz, że jak masz dwumetrowe szpony, dziesięć kilogramów tapety na tym pysku i jakieś kukuryku na głowie to co? Rządzisz? Jesteś fajna? Otóż nie! Jesteś zwykłą zeszmaconą dziwką! Każdy w szkole uważa cię za łatwą co zresztą potwierdzone zostało na imprezie gdy obciągałaś Mike'owi ! I …
  • Oh.... Edieee ! - zajęczała podchodząc bliżej. - Ja tu jestem ze względu na ciebie. Ja cię kocham! Bardziej od różowego! Serio! - moi przyjaciele zaczęli się śmiać – Czego się padalce śmiejecie ? - Nie wytrzymałem i wyrwałem się do przodu.
W mgnieniu oka zjawili się przy mnie Em, Jazz i Pit. Trochę się wyrywałem ale przyszła mi do głowy jedna myśl :Ogarnij się! Nie chcesz bić dziewczyny ! Wiesz o tym! Nie pozwól by ona cię sprowokowała! Nie poddawaj się krzyczały moje myśli. No i cóż mogłem powiedzieć? Miały racje!
  • Dla ciebie Edward! Jeśli nie chcesz mieć obitej mordy to radzę ci w tej chwili wyjść – powiedziałem spokojnie nie patrząc na nią, a na punkt nad jej 'włosami' Pewnie były tak wiele farbowane, że nawet nie pamięta swojego naturalnego koloru... - od dziś jesteś dla mnie nikim! Wypierdalaj ale to już! - huknąłem.
  • Ależ Eddi... Edwardzie! Przecież ta dziwka – tu wskazała Belle dłonią – nam tylko przeszkadza. Ona jest niczemu nie warta – Tym razem chłopacy nie potrafili mnie już powstrzymać. Wyrwałem się, a dziewczyna momentalnie obróciła się i zaczęła uciekać. Swoją drogą pogubiła szpilki. Za mną wybiegła Alice.
  • -Edward! Zostaw tą szmatę! Bella!!!! - krzyknęła, a ja momentalnie się zatrzymałem. Dopadnięcie dziwki było tylko kwestią czasu,a Bella była najważniejsza ! Zacząłem się wracać.
  • Co jest? - zapytałem spanikowany.
  • Nic... Ale przynajmniej cię powstrzymałam. - momentalnie się obróciłem, ale Tanyi już nie było na korytarzu a ja nie zdołałbym jej już dogonić. Posłałem Alice mordercze spojrzenie. Wchodząc do sali spojrzałem na Sharon. Siedziała na łóżku z otwartymi ustami. Posłałem jej krzywe spojrzenie. Niech wie, że już nie powinna się odzywać.
Usiadłem na stołku od strony okna – tak jak pierwszego dnia. Nic się od tego czasu nie zmieniło. I tak jak pierwszego dnia położyłem głowę obok jej brzucha i przymknąłem powieki. Nie wiedząc kiedy zasnąłem.

Po pewnym czasie obudziłem się wypoczęty. Nie było już naszych przyjaciół a jedynie Sharon i Elisa, które spały. Zauważyłem na stoliku nocnym kopertę. Wziąłem ją do ręki i otworzyłem. W środku był list :

Drogi Edwardzie,
Przysnęło ci się, a my nie chcieliśmy cię budzić a było już późno. Ale mniejsza o to. Przyjdziemy rano koło siódmej.
Do zobaczenia ;)
Przyjaciele
No tak. Znów tu zasnąłem. To już drugi raz. Spojrzałem na Belle. Wciąż się nie ruszała. Westchnąłem. Chwyciłem jej dłoń a swoją drugą pogłaskałem ją po policzku. Ponownie westchnąłem. Chciałem, aby się obudziła. Miałem jej tyle do opowiedzenia !
Pochyliłem się ku jej ucha i zacząłem szeptać :
  • Bello... Proszę... Obudź się... Nie rób mi tego... Błagam Cię... Pro... -zamarłem gdy poczułem ucisk na dłoni. Spojrzałem w tamtą stronę i nie mogłem się posiąść z radości! Zacisnęła swoje kruche palce na mojej dłoni! - Słyszysz mnie! Dziękuje! Jesteś … - znów przerwałem, ponieważ jej powieki delikatnie zaczęły się unosić. Na początku mrugała starając się przyzwyczaić do ciemności. W końcu otworzyła swoje brązowe oczy. Były zamglone ale i tak piękne. Jesteście ciekawi, jak to możliwe, że widzę tyle szczegółów? Otóż... Lampka była zaświecona. Ale mniejsza o to.
  • E...E...Ed...Edward ? - zapytała.
  • Taak ? - odpowiedziałem pytaniem.
  • Ile śpię?
  • Dokładnie ? Dziesięć...
  • Godzin. Spooko – powiedziała przerywając mi
  • Nie Bells, dziesięć dni.
Dziewczyna otworzyła szeroko usta i opadła na poduszki – nawet nie zauważyłem, że się podniosła!
  • Poczekaj pójdę po lekarza... - powiedziałem wstając. Dziewczyna delikatnie chwyciła moją rękę.
  • Nie... Edwardzie nie idź. Nie zostawiaj mnie teraz samej... Nie zostawiaj... Proszę... - mamrotała brunetka pod nosem.
  • Wyśpij się Bells. Jak się obudzisz nadal tu będę. Spokojnie. - dziewczyna uśmiechnęła się do mnie blado po czym zamknęła powieki a jej oddech jak i serce miało swój miarowy rytm. Szczęśliwy położyłem głowę tam gdzie zawsze – koło jej brzucha. Dobranoc Bells – pomyślałem przed zaśnięciem. Kiedy odpływałem byłem pewny, że na mych ustach był uśmiech...

Rozdział VIII - Edward Cullen we własnej osobie !

Perspektywa Edwarda :

Nie mogłem w to kurwa uwierzyć! Suka-siostra Tanyi wyszarpnęła moją dłoń z dłoni Belli [sory za powtórzenie z tą dłonią :D – dop.aut. ] i sama ją teraz chwyciła. Wyszarpnąłem z całej siły rękę tak mocno, że usłyszałem jej strzelające knykcie…
  • Wypierdalaj dziwko jebana! – krzyknąłem na tyle głośno aby nie usłyszał mnie personel.
Dziewczyna szybko spierdoliła na łóżko – i dobrze bo nie miałem zamiaru zostać damskim bokserem… Spojrzałem jeszcze na Elise – nie zwracałem wcześniej na nią uwagę więc bałem się, że zasnęła a ja ją przez przypadek obudziłem. Na szczęście dziewczyna nie spała – w rękach trzymała książkę lecz spojrzenie miała skierowane we mnie. Pokiwała delikatnie głową i uśmiechnęła się. Odwzajemniłem gest. Ona rozumiała. Może nawet się z nią zakoleguje? Dziewczyna wydaje się miła. Broń Boże nie chodzi mi o to, aby zaciągnąć ją do łóżka tylko po prostu … mieć z kim porozmawiać gdy Bells będzie nieprzytomna. Spojrzałem na brunetkę. Pochyliłem się ku niej i swoimi wargami lekko drasnąłem jej ucho i szepnąłem…



Perspektywa Belli :

Byłam taka … pusta. No dobra – może nie ja ale moja głowa... To było takie dziwne...
Nagle zaczęłam sobie wszystko przypominać…
Śmierć Renee, przeprowadzka do Miami, ponowne spotkanie Esme, poznanie Carlisla, impreza, poznanie przyjaciół – Al, Rose, Emmetta, Jaspera i … Edwarda – tu moje serce zaczęło szybciej bić – Spędzenie dwóch tygodni na oglądaniu filmów i innych ‘zabawach’ , nowa szkoła, poznanie klonów, przygotowywanie do imprezy i Rosalie i Alice, impreza, magiczny taniec z Edwardem, Mike i Tanya… - zaczęłam przypominać sobie coraz więcej… - chwila załamania, rozmowa z Tanyą i jej nieudanymi sobowtórami… - a potem? – pamiętam tylko ból w poszczególnych częściach ciała. Na początku była to ręka, potem brzuch, kręgosłup, głowa oraz kark. Tak mi się wydaje…
Nagle poczułam delikatny dotyk na dłoni... Delikatniejszy niż muskanie skrzydeł motyla. Równie delikatna dłoń równocześnie pogłaskała mnie po policzku. I nagle... ktoś wyrwał mi z tego cudownego uścisku moją rękę! Zaraz po tym usłyszałam...
- Wypierdalaj dziwko jebana! - taaa, to był męski głos. Głos, który doskonale znałam... i nagle ! Edward! On tu jest! Ogarnęłam swój umysł i zrozumiałam, że moja najdelikatniejsza dłoń to tak naprawdę dłoń Eda ! Byłam chyba najbardziej szczęśliwą dziewczyną pod słońcem. Po chwili poczułam jego ciepły oddech na szyi, ustach, policzku, powiekach, skroniach, włosach... aż w końcu doszedł do ucha by wyszeptać cicho :
- Bello, obudź się. Błagam, zrób to dla mnie. Otwórz oczy, ściśnij moją dłoń jeśli mnie słyszysz, błagam... - raz po raz szeptał. A ja tak bardzo starałam się to zrobić! Jeden uścisk dłoni... Jedna powieka... No Bello! Dawaj! Musisz to zrobić... Dla siebie... Dla Edwarda... Niestety... Nie dałam rady. Poczułam, że odpływam.
Perspektywa Edwarda :

Szeptałem jej do ucha – miałem nadzieję, że to pomoże, lecz niestety – nic takiego się nie stało. Tak bardzo pragnąłem, aby uścisnęła moją dłoń, otworzyła oczy... Cokolwiek! Bylebym wiedział, że jest ze mną obecna nie tylko ciałem ale także i duchem.
Byłem pewny że nie pojadę teraz do domu – byłem bardzo nieskoncentrowany, a w takim stanie nie powinno się jeździć samochodem. Poza tym byłem bardzo zmęczony doznaniami z całego dnia dlatego odsunąłem delikatnie krzesło do tyłu i położyłem głowę obok brzucha Belli, tak, że moje ręce były pod głową. W takiej pozycji zasnąłem....


10 Dni później

Minęło równe dziesięć dni. Tylko dziesięć – aż dziesięć. Dziesięć dni, dwieście czterdzieści godzin i czternaście tysięcy czterysta sekund odkąd Bella się tu pojawiła. Nie, nie mylicie się moi drodzy – znów tu jestem. Przychodzę tu codziennie i siedzę na tym okrągłym krzesełku. Wokół są również kwiaty – za każdym razem gdy ja, bądź któryś z naszych przyjaciół tu przychodził zostawialiśmy kwiaty. Zazwyczaj były to czerwone róże ode mnie, różowe tulipany od Emmetta i Rose oraz niebieskie niezapominajki od Alice i Jazz'a.
Ani razu nie pojawiłem się w szkole – Sara miała to przekazać wychowawczyni jak również sprawę Bells.
Tak jak myślałem poznałem Elise i przy okazji jej chłopaka – Pitera. Bardzo sympatyczni ludzie. Dziewczyna opowiadała mi jak się tu dostała. Okazało się, że dziewczyna ma talent jeśli chodzi o śpiew. Zadowolona poszła z chłopakiem na casting do X-Factor. Było dobrze – zaśpiewała i przepuścili ją do ćwierćfinału. Wszystko działo się jednak gdy chciała uściskać dłoń jury : Elisa postanowiła zgrabnie zeskoczyć ze sceny w trzynastocentrymentowych obcasach. Jednak nie wyszło – dziewczyna nie sądziła, że jest tam aż tak wysoko, a na dole jest tak ślisko. Upadła na buty jednak siła uderzenia była tak wielka że dziewczyna na początku przechyliła się i spadła na kolana by po chwili stracić przytomność. Przez kilka dni nie miała czucia w stopach przez co Piter ( wynajmują razem mieszkanie ) zadzwonił na karetkę. Okazało się, że przy dogłębniejszych analizach Elisa nie mogła stanąć a doprowadziło do tego złamana prawa noga, skręcona lewa i jakieś komplikacje z biodrem. Już za trzy dni dziewczyna wychodzi ze szpitala.
Gdy Elisa spała Piter opowiadał mi, że także jego Sharon podrywała. Razem się śmialiśmy z tej idiotki. Ogółem fajny z niego chłopak.
Poza tym Elisa i Piter także chodzą do naszej szkoły i najprawdopodobniej będziemy w czwórkę chodzić co tej samej klasy! ( Ja, Bella, Elisa i Piter ). Oczywiście nie wiem czy w ogóle brunetka będzie chciała chodzić do tej szkoły. Jeśli nie to zrozumiem i pójdę za nią jak pies [xd].
A jeśli chodzi o Sharon... poprosiliśmy ładnie z Piterem, Emmettem i Jasperem ( Ogółem moi przyjaciele także akceptują Pit'a i Elise – tworzymy zgraną paczkę ) oddziałową aby zamienić łóżka Sharon z Elisą. Po długich wahaniach w końcu się zgodziła. Teraz gdy wchodzi się do sali na pierwszym łóżku jest Sharon, która nie protestowała o zamienienie łóżek. To znaczy protestowała dopóki Emmett nie posłał jej morderczego spojrzenia. Dziewczyna spuściła głowę i wymamrotała ciche 'tak' – potem jest Elisa i Bella.
Aktualnie siedzimy sobie WSZYSCY w tej jednej sali i muszę powiedzieć, że zrobiło się tu trochę tłoczno... Nagle usłyszałem przytłumioną rozmowę telefoniczną Sharon...
  • No...
  • naprawdę tu jest ! - Kto do cholery?- pomyślałem 
  • .
  • Tak! Edward Cullen we własnej osobie! – o kurwa!
  • Taa ja też ! No papatki moja ty kochaniutka słit – udała odgłos buziaka i rozłączyła się.
Dalej się tym jakoś nie przejmowałem. Żartowałem z przyjaciółmi co jakiś czas zerkając na Bells – ciągle trzymałem ją za rękę. Po drugiej stronie siedziała Alice z Rose, które co jakiś czas również zmieniały się dłońmi. To było kurewsko zabawne bo przyniosły sobie budzik i co piętnaście minut się wymieniały ręką Belli jakby był to ich najcenniejszy skarb, który za cholerę nie oddadzą. W sumie ja tak cały czas Belle traktuję. Ale one też włączały się do rozmów i żartów. Nagle usłyszeliśmy …

Rozdział VII - Zostało jej najwyżej 5 minut życia

Perspektywa Edwarda :

- Stary… Nie zadręczaj się tak tym… Bella jest silna – powiedział Emmett na odchodne gdy już wysiadaliśmy z samochodu. Postanowiłem, że chwilę odpocznę i wrócę do szpitala. Nie mógłbym jej tam zostawić samej. Nie teraz – wtedy gdy najbardziej ona potrzebuje bliskich.
- Alice, spakuj jej rzeczy – orzekłem, gdy już weszliśmy do salonu, do siedzącej na kanapie, zamyślonej Alice. Dziewczyna nic nie mówiąc ruszyła do pokoju poszkodowanej. – Za chwilę jadę.
            Oni, moi przyjaciele nic nie mówili tylko pokiwali głowami. Rozumieli, że potrzebuje teraz samotności a nie pocieszenia. No bo co mieli niby powiedzieć ? Będzie dobrze ? A skąd mieli to wiedzieć ? No właśnie.
            Jadąc do niej byłem pełen obaw. Czy operacja przebiegła pomyślnie? Choć pewnie jeszcze skończyli… Trudno. Chcę wesprzeć ją chociaż duchowo. Jak to dziwnie zabrzmiało.
            Gdy podjechałem już pod szpital stanął mi przed oczami obraz moich rodziców przed ich śmiercią w szpitalu…
Retrospekcja
Dziewięcioletni chłopczyk w towarzystwie swej prababki wchodzą do szpitala. Zielonooki dziewięciolatek nerwowo rozgląda się wszędzie. Miał złe przeczucia. Razem ze starszą kobietą wsiedli do windy trzymając się za ręce.
- Bababciu – zaczął chłopczyk. Kobieta uśmiechnęła się na to jak do niej powiedział. Lubiła gdy tak mówił i mimo swego wieku pamiętała nawet dlaczego – powiedział to po raz pierwszy mając zaledwie trzy latka i to dlatego że nie potrafił wymówić słowa ‘prababcia’ i tak zostało…
– Dlaczego my tu jesteśmy ? – zapytał. Kobieta spoważniała i pomimo bólu w krzyżu uklękła przed nim.
- Skarbie…Mamusia i tatuś mieli wypadek – orzekła kobieta patrząc w jego duże, zielone i przestraszone oczy. – Ale spokojnie … wyjdą z tego – powiedziała niezbyt pewnym głosem.
            Dalej wjeżdżali na dwunaste piętro w ciszy. Mały Edi wpatrując się w swoje stopy zastanawiał się. Nie… to byłoby niedomówienie ! Starał się zająć czymś myśli aby tylko nie myśleć o swych rodzicach. Nie chciał się rozpłakać. Nie chciał pokazywać że jest słaby, ale niestety… jedna jedyna łezka popłynęła po jego delikatnym i bladym policzku. Kobieta stojąca obok niego nie mogła jej dostrzec – ona modliła się za swoją córkę i swojego zięcia. Poza nimi i małym Edwardem nie został jej już nikt na świecie. Tak bardzo się o nich bała, mimo iż wiedziała, że Edward Sr znęca się nad Elizabeth i tak dalej traktowała go jak syna.
            Edward wiedział o tym że jego tata bije mamę, ale myślał że tak właśnie musi być…
            Po wietrzności w końcu wjechali na odpowiednie piętro i weszli krok w krok do odpowiedniej sali.
- Pani Laurence Stern ? – zapytał mężczyzna mający na oko 40 lat. Dziewięciolatek niestety nic nie widział ponieważ uniemożliwił mu to doktor stojący przed nim. – Matka Edwarda i Elizabeth Masen ? – dopytywał. Kobieta skinęła tylko głową. – Pani Stern… Kobieta… - zatrzymała się. -  zostało jej najwyżej 5 minut życia. Mężczyźnie nie wiele więcej. Przykro mi ale przypadek był zbyt poważny, aby z nim cokolwiek robić i … - nie dokończył bo kobieta zaczęła upadać. W ostatniej chwili lekarz ją złapał i zawołał kilka pielęgniarek które przybiegły z noszami. Dla chłopca liczył się tylko widok, który odsłonił mu lekarz ratując jego Bababcie, a mianowicie : jego rodzice. Dwa łóżka na którym leżało małżeństwo zostały połączone na prośbę kochanków. Para małżeńska trzymała się za dłonie i spoglądała na małego chłopca w drzwiach. Oni wiedzieli już że to ich ostatnie spotkanie. Nie chcieli go zostawiać samego. Był za młody aby żyć bez obojga rodziców…
- Synku podejdź – powiedziała kobieta o rdzawo-brązowych włosach i brązowych oczach. Chłopczyk spojrzał na ojca. Po raz pierwszy widział taką minę. Był … wzruszony. Zniknęły wszystkie wyostrzone rysy i twardy wyraz twarzy. Teraz zarysowania były delikatniejsze a między brwiami pojawiła się zmarszczka. Mężczyzna grubo po czterdziestce martwił się ! On! Twarda skała i głowa rodziny! Ten, który jeszcze raptem dwadzieścia cztery godziny temu bił swą rodzinę. Rodzinę, która właśnie w tym momencie się rozpada. Dopiero teraz zrozumiał, że robił źle, że nie powinien znęcać się nad swą małą familią. Ale było już za późno na naprawianie błędów. Najbardziej jednak martwił się tym, że jego dziewięcioletni synek go takim zapamięta – nie, że był dobrym ojcem lecz twardym tyranem. To go najbardziej martwiło. Swe zmartwienia miał zabrać ze sobą do grobu …
Chłopczyk niepewnie podszedł do łóżek ciężkochorych. Matka wyciągnęła ku niemu tylko swą kruchą dłoń, ponieważ była za słaba aby wziąć syna w ramiona.
            Potomek niezdarnie wdrapał się na łóżko. Dorośli, mimo swojego stanu przytulili go mocno i zastygli w tej pozycji na około dwadzieścia sekund. Tworzyli przepiękny obrazek szczęśliwej rodziny. To dlaczego Bóg postanowił im to odebrać? Dlaczego ot tak postanowił osierocić bezbronnego chłopca ? Za jakie grzechy? Za jakie błędy ?
- Skarbie… -zaczęła kobieta – ty wiesz, prawda ? – zapytała. Dziewięciolatek niepewnie przytaknął. Matka westchnęła. – chcę tylko, abyś wiedział, że bardzo Cię kochamy i będziemy z tobą tylko, że o … o tu – położyła swoją delikatną dłoń na jego klatce piersiowej – w miejscu gdzie znajduję się jego serce. Chłopcu znów sączyła się kropla po policzku. Kobieta starła ją swym palcem. Nagle na jej aparaturze coś zaczęło niemiłosiernie głośno pikać. Dziewięcioletni spłoszył się i uciekł w ramiona swego ojca. Obaj ze łzami w oczach patrzyli jak ich jedyna, najważniejsza kobieta w życiu właśnie odchodzi na tamten świat.
- Młody… Już czas na mnie. Chciałbym ci powiedzieć jedno… Nie popełniaj moich błędów. I niech liczy się dla ciebie jedno ! Rodzina w życiu jest najważniejsza! Dbaj o swoją przyszłą… - nie skończył bo i na jego aparaturze powtórzył się znienawidzony dźwięk przez chłopca. Dźwięk który odebrał mu dwie najważniejsze osoby w życiu.
           
            Zaaferowane pielęgniarki wbiegły do sali i przykryli białą płachtą obojga rodziców.
            Trzy dni później odbył się pogrzeb. Wszyscy pogrążeni byli w smutku – ale nikt nie wiedział jak czuł się mały Edi. Nikt! Na stypie Bababcia Laurence dostała zawału. Reanimacja jednak przyszła za późno. I tak oto w ciągu niecałego tygodnia mały Edi został osierocony – trafił do domu dziecka. W ten sam dzień i w tym samym budynku była tam Esme Cullen która dostrzegła go od razu – małego chłopca zwiniętego w kulkę w kącie pod ścianą… Ale był dzielny – nie płakał. Już w szpitalu sobie to obiecał – że były to jego ostatnie łzy…
Koniec retrospekcji
            Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że siedzę w tym samochodzie już od dwóch godzin… Wysiadłem, a raczej wyleciałem z niego jak z procy i skierowałem się do odpowiedniej sali. Nie było tam brunetki. Czy to znaczyło, że ona… Nie ! To nie możliwe ! Jest zbyt silna aby się teraz poddała !
- Przepraszam… Co pan tu robi? – spytała pielęgniarka stojąca obok mnie. Nawet jej nie zauważyłem! Wpatrywałem się tępo w plakietkę na drzwiach „Sala operacyjna nr 6” a na górze zielony napis „OTWARTE”
- Co się stało z pacjentką z tej sali ? – zapytałem przerażony.
- Kim pan jest ? – zażądała podejrzliwie
- Przyjacielem… - odpowiedziałem spokojnie mimo że w środku cały się gotowałem.
- A więc panna… Isabella Swan, tak ? – zapytała przeglądając jakieś kartki w zeszycie.
- Zgadza się. Przywieziono ją do tej Sali jakieś … 5 godzin temu !
- Aaa no tak! Dziewczyna jest w dobrym stanie! Silna! Pierwszy taki okaz w tym miesiącu! Jest jeszcze nie przytomna ale myślę że to tylko kwestia czasu. – pochwaliła.
- Które piętro?
- Dwunaste. – odpowiedziała. Zamarłem. Oczy rozszerzyły mi się w szoku. – Dobrze się pan czuje ? Może wezwać lekarza? – dopytywała zmartwiona.
- Nie, nie dziękuje. Poradzę sobie – odpowiedziałem mając przed oczami obraz moich rodziców w sali na DWUNASTYM piętrze. – A które drzwi ?
- Sala numer 314.
- Leży tam sama ?
- Nie, to oddział młodzieżowy*. Z tego co pamiętam przebywa tam także dziewiętnastoletnia Elisa i czternastoletnia Sharon.
- Dziękuje. Do zobaczenia.
- Do widzenia , do widzenia.
            Ruszyłem ku windom. „Dziewczyna jest w dobrym stanie. Silna!” – przypomniałem sobie słowa pielęgniarki. Słowa, które sprawiły, że nagle z dna otchłani znalazłem się w raju! Boże, Edwardzie gadasz jak w jakimś melodramacie! Ogarnij się człowieku! – zbeształem się w myślach. Oczywiście odtańczyłem w windzie durnowaty taniec zwycięstwa i na szczęście (dla mojej psychiki) winda dojechała, o czym poinformował mnie kobiecy głos wydobywający się z głośnika. Gdy zerknąłem w tamtą stronę zauważyłem także kamerę! Byłem cały czas nagrywany! Ale ze mnie idiota, nie ma co. Ludzie po drugiej stronie mieli ze mnie pewnie niezły polew… Okej. Jak z procy wyleciałem z windy nie żegnając się z kamerą i skierowałem się do odpowiedniej sali. Po krótkim spacerku obdarowany tysiącem tęsknymi spojrzeniami przez płeć piękną i tylu samym spojrzeniom tyle że zazdrosnym, którymi obdarowywali mnie faceci. Okej! Nie wszyscy! Jeden puścił mi oczko i oblizał usta! Fuuuuj! I w tym momencie zadzwonił telefon. Dzięki Bogu!
- Halo ? – rzuciłem, kiedy wcisnąłem zieloną słuchawkę.
- Cześć Edwardzie – w słuchawce rozbrzmiał damski głos…. Esme! O kurwa! O tym nie pomyślałem. Raptownie się zatrzymałem.
- Cześć ? Co jest ?
- Bo widzisz nie mogę się dodzwonić do Belli a dawno nie rozmawiałyśmy. Jest może gdzieś koło ciebie ?
- Yyy Esme… bo … Yyy … widzisz jest taka … Yyy sprawa – wydusiłem w końcu po wieczności.
- Co się stało ? Kac ? W szufladzie w kuchni są tabletki z magnezem i aspiryną. Co innego ? MATKO ! Chyba nie jesteście w areszcie ? Prawda, synku ? – wrzeszczała do telefonu.
- Nie… mamo. Nie mamy kaca ani nie jesteśmy w areszcie. Bella nie jest w ciąży. Ja też nie – powiedziałem by rozładować atmosferę i pielęgniarka która koło mnie przechodziła zachichotała. – Ani Alice, Jasper, Rose, ani Emmett – więc nie pytaj – dodałem, bo byłem pewny, że chciała o to zapytać.
- No to o co chodzi do cholery ?! – ooo , Esme jest nieźle wkurwiona. Ona nigdy – powtarzam NIGDY nie klnie!
- No bo…
 - Edward jęczysz jak baba w ciąży…
- Boże Esme daj mi dojść do słowa! Chodzi o Belle… - nastała chwila ciszy i usłyszałem charakterystyczny dźwięk w komórce który przełącza na głośnomówiący.
- Co się stało ? – zapytała głosem wypranym z emocji.
- Bella… miała wypadek… - Esme i Carlisle po drugiej stronie wciągają głośno powietrze do płuc.
- Cos się stało? Żyje ? Jakie ma obrażenia ? Co się stało ? Dlaczego ? Jak ? Kiedy ? – przekrzykiwali się na zmianę. Jak dzieci! Dosłownie jak dzieci! – pomyślałem.
- Spadła ze schodów. Żyje. Miała operacje związaną z kręgosłupem nie wiem jaką dokładnie bo nie rozmawiałem jeszcze z lekarzem. Kilka dziewczyn ze szkoły z zazdrości to zrobiło. Jak? Normalnie! 7 godzin temu – odpowiadałem niepewnie ponieważ myślałem, że pomyliłem się z pytaniami. Jestem pewien, że przewrócili w tej chwili oczami. No co ?! Chcieli wiedzieć !
- Zamawiamy samolot- rzuciła Esme przerażona.
- Nie trzeba. Jest w dobrym stanie. Nawet zajebistym!
- Język synek ! – krzyknął Carlisle. Taak! On nienawidził kiedy przeklinałem, a ja zawsze na przekór [xdd]. – Dzwoń z każdą informacją. Jeśli stan jej się pogorszy – dzwoń! Przyjedziemy od razu.
- Okej. Kończę. – rozłączyłem się nawet nie czekając na pożegnanie – za bardzo mi się spieszyło.
            Ruszyłem w stronę sali numer 314. Wszedłem. [ plan sali ] Od razu zauważyłem trzy łóżka. Najbliżej mnie, czyli drzwi znajdowała się starsza dziewczyna. To zapewne Elisa. – pomyślałem. Dziewczyna była … zwyczajna. Miała czarne krótkie włosy – jednak nie tak krótkie jak Alice – sięgały jej gdzieś do brody. Ubrana była w szpitalną piżamę. Nie zauważyła nawet kiedy wszedłem. Trzymała za rękę chłopaka o podobnym kolorze włosów. Jego włosy były krótkie – ścięte na tradycyjnego jeża. Ona mu coś opowiadała a on zaciekawiony słuchał. Aż było czuć od nich miłość. Bardzo do siebie pasowali.
            Po środku leżała kolejna dziewczyna. Jak jej było? Shiron? Sahron? Nie… Sharon! Tak! To na pewno to! O Boże! Dziewczyna patrzyła dokładnie na mnie z … UWAGA! Pożądaniem. Dziewczyna w ogóle nie była w moim guście. Wytapetowana gówniara. Ej, w końcu miała tylko jebane czternaście lat. To pokolenie będzie zachodzić w ciążę częściej niż kobiety po dwudziestce. Ale wracając do dziewczyny… Była blondynką. Miała włosy do ramion. Za dużo o jej twarzy nie mogłem powiedzieć bo była przykryta grubą warstwą pudru, fluidu i innego gówna. Do złudzenia przypominała mi Tanye… Chwileczkę! Teraz sobie to przypomniałem. Kiedyś, gdy jeszcze byłem z Tanyą… To był wtedy szybki numerek. Byliśmy wtedy u niej w pokoju i wtedy do owego pomieszczenia weszła krótkowłosa blondynka. Tanya natychmiast ją wygoniła. A więc to ona! To siostra tej suki! Całkowicie ją zignorowałem i swój wzrok skierowałem ku ostatniemu łóżku. Leżała tam. Prześliczna długowłosa brunetka. Nie widziałem jej twarzy ponieważ była odwrócona w stronę okna. Podszedłem do niej i usiadłem na okrągłym krzesełku przed oknem. Chwyciłem jej kruchą dłoń i usłyszałem ciche pikanie. Zerknąłem w stronę dźwięku i aż się wzdrygnąłem. Była to aparatura. Taka sama jak osiem lat temu. Postanowiłem nie patrzeć już w tamtą stronę. Skierowałem swój wzrok na twarz Belli. Wyglądała jak anioł. Wyglądała jakby po prostu spała. Pogłaskałem ją po policzku prawą dłonią ponieważ lewa wciąż trzymała jej rękę ( nie napisałam dłoń, aby nie było powtórzenia – dop.aut. ). Przejechałem swoim palcem po jej policzku w kolorze bieli. Jeszcze nigdy nie widziałem takiego odcienia. Sam miałem podobny kolor. Baa ! Podobny … Taki sam! Lekarze zawsze powtarzali mi, że jestem emamentem ( nie wiem jak to się piszę – dop.aut. ) na skalę światową! Widać, nie byłem jedyny. Nagle coś poczułem… a nawet nie coś! Poczułem ucisk na dłoni! Spojrzałem w tamtą stronę i zamarłem…   



  • oddział młodzieżowy – wiem, że nie istnieje taki oddział, ale chodziło o to, że w moim opowiadaniu jest oddział dziecięcy dla dzieci od 1 – 11 lat, i drugi od 12-18. Elisa przebywała tam tylko dlatego, że raptem dwa dni wcześniej skończyła 19 lat a w szpitalu była już 2 tygodnie i nie chciała być przenoszona na inny oddział.

Rozdział VI - [...] Dorwę te szmaty !

No nareszcie! Ile może dyrektor nawijać o tym jak się cieszy, że nas widzi, że znowu może nas zobaczyć itp. Zerknęłam na zegarek i gadał tak aż … 7 minut! Boże! Zabrał mi 7 minut z mojego życia. Jak na sygnał pryncypał skończył i wszyscy zaczęli się rozchodzić.
- Choć. Spieprzamy zanim nas dopadną klony – szepnęłam Edwardowi na ucho. Ten od razu wstał chwycił mnie za rękę i wybiegliśmy z auli. Z prędkością światła wsiedliśmy. Gdy trzymał moją dłoń znów poczułam ten dreszcz… Zauważyłam, że mój ‘kierowca’ wyciąga telefon i wybiera numer.
- Hej Al. Słuchaj… dziś urządzamy imprezę i chciałbym abyś … - nie dokończył ponieważ przerwał mu głoooośny pisk chochlika. Chłopak przełączył na tryb głośnomówiący i podał mi telefon skupiając się na drodze.
- Oczywiście, oczywiście. Tak! To będzie super impreza! Ja ją urządzę i odstroję tak Bellę, że aż ci oczy wyjdą na wierzch – w tym momencie chłopak wyrwał mi telefon z ręki. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Alice! – warknął zawstydzony.
- No co?
- Jest na głośnomówiącym lesbo !
- Aaa… To ja czekam w domu. Żegnaj geju, pa Bells – pożegnała się i można było usłyszeć piknięcie oznaczające przerwaną rozmowę.
No nareszcie dojechaliśmy! Edward był jakoś tak dziwnie zamyślony, tak jakby tylko ciałem był w samochodzie, a duchem daleko stąd. Dobrze, że chociaż wypadku nie spowodował! Okej. Wysiadłam i jak z procy wyleciałam z auta i wbiegłam do domu stając jak wryta. Otóż nasz salon przemienił się w… klub nocny ! Kanapy zostały usunięte a w tamtym miejscu pojawiło się miejsce do tańczenia. Dopiero teraz zauważyłam małe lampki na suficie świecące w różnych kolorach. Jestem za mało spostrzegawcza, nie ma co. Wyszłam przez balkon na basen. Tam także KTOŚ dokonał zmian… Niedaleko, tak jak w salonie był parkiet do tańczenia a także podest dla DJ’a ! Ciekawe kto nim będzie… Muszę się spytać Al.. Poszłam z tyłu domu, a tam jak się okazało był minibarek, a za nim stał nieznany mi mężczyzna gdzieś na oko w moim i Ed’a wieku i uśmiechał się promiennie czyszcząc szklanki i kieliszki. Podeszłam do niego.
- Cześć ? – powiedziałam, a raczej zapytałam.
- Hej, to ty jesteś Bella ? – zapytał a ja za cholerę nie wiedziałam skąd on zna moje imię… - Edward dużo o tobie wspominał – wyjaśnił widząc moją pytającą minę.
- Ooo… a co takiego mówił? – zaciekawiłam się.
- Hmm… że … to chyba powinnaś zapytać jego – powiedział patrząc na kogoś za mną. Odwróciłam się i zobaczyłam… miedzianowłosego !
- Okej. A tak w ogóle jak masz na imię? – zapytałam i przyjrzałam mu się. Bardzo przypominał mi Lewis’a – mojego trzeciego chłopaka. Trudno go zapomnieć! To z nim straciłam dziewictwo… On też był takim skeatem[ nie wiem jak to się piszę – dop. aut.* ]. Miał krótko ścięte kruczoczarne włosy i niebieskie oczy. Był przystojny lecz nie w moim stylu. Był przy kości, a ubrany był w luźną koszulkę z jakimś obrazkiem a do tego luźne obszerne do kolan. Na nogach miał czarne adidasy.
- Jestem Alwar – przedstawił się.   
- Okej… Alwar. Wiesz może kim będzie DJ ?– zapytałam.
- DJ będzie Miron – powiedział puszczając oczko. Za sobą usłyszałam warknięcie.
- Okej dzięki  - oznajmiłam – to ja lecę – i ucałowałam go w  policzek chcąc zobaczyć reakcję Edwarda. Odeszłam od nowo poznanego kolegi i podeszłam do zielonookiego. – Coś się stało ? – zapytałam niewinnym głosem. Chłopak patrzył na mnie wilkiem.
- Nieee nic tylko… - powiedział z ironią i wiedziałam że będzie to jakiś jego monolog, dlatego szybko mu przerwałam :
- Jak nic to nic. – stwierdziłam – a teraz przepraszam, ale Alice już pewnie jest -  oznajmiłam i podniesioną głową odeszłam. Usłyszałam tylko za sobą głośne westchnięcie. Wbiegłam po schodach i wpadłam do pokoju niczym burza. Odnotowałam, że nie tylko Alice siedziała na łóżku a także Rosalie i plotkowały. Ach te moje dziewczyny.
- Cześć – powiedziałam i podeszłam do nich całując je w policzek.
- Cześć Bell – odpowiedziały wspólnie na co się zaśmiałyśmy razem.
- Świetnie wyglądasz Bello – stwierdziła Rose przyglądając mi się, a ja dopiero wtedy załapałam że wciąż miałam na sobie biało-czarną sukienkę.
- Dzięki – zarumieniłam się. W poprzedniej szkole nigdy nie otrzymywałam takich komplementów. – Ej dziewczyny co powiecie na to ? – Zapytałam wchodząc do garderoby i wyciągając z wieszaka wcześniej przygotowany strój kąpielowy. No przecież będzie to impreza nad basenem, nie ?
- Jest świetny i będzie pasował do tej czerwonej sukienki – Stwierdziła Alice i zaklaskała w ręce.
            Dziewczyny wzięły mnie za obie ręce, tak, że ja byłam po środku, Al po mojej prawej, a Rose po lewej. Pokazały mi sukienkę której nigdy nie założyłam. Była to raczej kiecka w stylu romantycznym. Tak jak dziewczyny wspominały była czerwona. Góra była gorsetowa, a pod biustem miała szeroki, błyszczący pas uszyty z zakładek. Była naprawdę śliczna, ale nie było nigdy okazji, żeby jej założyć. We trzy zaczęłyśmy klaskać i skakać. Po chwili już siedziałam, a dziewczyny robiły mnie na bóstwo. Blondynka zajmowała się paznokciami, a chochlik fryzurą.
- Dziewczyny muszę was o coś spytać – zaczęłam, przerywając ciszę.
- Co się stało skarbie – zapytała Rose.
- Bo ja się chyba zakochałam – tu dziewczyny zaczęły piszczeć – ale nie wiem czy to miłość – powiedziałam zrezygnowana.
- Co czujesz do tego szczęściarza? – zapytała moja ‘fryzjerka’
- Co czuję? Chciałabym nigdy się z nim nie rozstawać. Gdy dotykamy się, i to nie ważne jaki to kontakt – czy jeśli jedynie muśnie mnie przez przypadek ręką, czy mnie przytuli czuję taki jakby dreszcz? Prąd? Coś takiego. Jak jesteśmy razem uważam się za największą szczęściarę świata. Kiedy rozmawia z jakąś laską to jestem zazdrosna jak cholera, no i… 
- Brawo kochana! Właśnie doświadczyłaś miłości!
- A będzie ten szczęściarz na imprezie? – spytała z entuzjazmem Rosalie, pokiwałam głową na tak, a ona razem z Alice mnie przytuliły. Popłakałam się i zaczęłam im szlochać w rękawy. Jak mówiłam w Phoenix dziewczyną, że mam chłopaka to one zakładały się o to, kiedy mnie rzuci. Dopiero teraz zauważyłam, że moje wcześniejsze życie – życie w Phoenix ociekało fałszem!  – Co się stało? – zapytała z przerażeniem blondynka.
- Opowiem wam jak już będziemy wszyscy razem. Po imprezie. – O tak. Już wystarczająco im zaufałam, aby opowiedzieć moją historię.
- After Party! – wykrzyknęła brunetka z entuzjazmem na co razem z Rosalie zaczęłyśmy się śmiać. One są jak najlepsze lekarstwo.  Moje dziewczynki.  – Okej a teraz już nie płacz, bo nie będę ci nakładać tapety na twarzy. – Gdy to powiedziała od razu przed oczami stanęła mi twarz Tanyi i uspokoiłam się. Boże tyle makijażu…
            Po kilku godzinach byłam gotowa. Miałam na sobie wyżej wspomnianą sukienkę i do tego szpilki koloru ecri. Na twarzy miałam tylko i wyłącznie delikatny czerwony cień do powiek a do tego oczy były podkreślone czarną, błyszczącą kredką. Najwięcej problemu przysporzyła dziewczyną fryzura. No cóż  trochę tych włosów mam… Ale kiedy w końcu ściągnęły materiał z lustra [ lustro było przykryte jakimś materiałem, aby Bella wcześniej nie zobaczyła swojego odbicia – dop. aut. ] nie mogłam uwierzyć, że to ja! Wyglądałam naprawdę ślicznie. I do tego Rose pomalowała i wypiłowała moje paznokcie – były koloru tego co sukienka. Potem zaczęłyśmy razem z Alice przygotowywać Rose. Tak także wyglądała olśniewająco. Niby znana wszystkim dziewczyną mała czarna z bordowym paskiem w talii, ale Rose wyglądała prześlicznie. Do tego założyła zwykłe, tego samego koloru co pasek, szpilki na platformie no i oczywiście czerwone kabaretki i bordowe, wiszące kolczyki. Jej makijaż – trochę różu na policzki, atramentowy cień do powiek i czerwona szminka. Jej strój był podobnego kroju do mojego tyle, że było jeszcze dodatkowo wiązanie na szyję. Był w marynarskie biało-niebieskie pasy. Włosy, którymi zajmowałam się ja miała spięte w coś kłoso-podobnego. Wyglądała pięknie. Następna była Alice. Z nią, jeśli chodzi o fryzurę nie było problemu. Nastroszyłyśmy jej włosy i było naprawdę zajebiście. Jeśli chodzi o makijaż to był to tylko i wyłącznie tusz i delikatny cień na powiekach koloru fioletowego a także odrobina różu na dołeczki. Jej strój był odważniejszy od naszych – był fioletowy z panterkę. Świetnie kontrastował z jej kredową karnacją. Jej sukienka była także świetna – Gorsetowa góra była wysadzana różnokolorowymi cekinami, a dół był zwykły, czarny i rozkloszowany przez to gdy się obracała, jej sukienka ślicznie wirowała. Jasper i Emmett będą wniebowzięci. Zauważyłam, że nasze sukienki nie mają ramiączek ale to pewnie przypadek.
            Stanęłyśmy przed wielkim lustrem i aż otworzyłyśmy usta,  wyglądałyśmy naprawdę świetnie! Jednak w strojach przeszkadzały nam odzież kąpielowa, dlatego też ściągałyśmy ją i ubrałyśmy zwykłą bieliznę – odpięłyśmy ramiączka. Postanowiłyśmy, że jeśli zechce nam się kąpać to po prostu tu przyjdziemy i się wrócimy.
            Wspominałam może że nasz make-up był wodoodporny?
            Zerknęłam tylko jeszcze na zegar – 19:45. Jeszcze piętnaście minut do przybycia gości. Powoli zaczęłyśmy schodzić. W salonie, chłopcy – Edward, Jasper i Emmett rozmawiali w kółeczku. Gdy usłyszeli stukot obcasów obrócili się w naszą stronę i zamarli. Dosłownie ich zatkało! Nawet Edwarda! Dziewczyny pobiegły do chłopaków którzy ich wycałowali, a ja powoli podeszłam do zastygniętego Edwarda.
- No co? – zapytałam. – Aż tak źle ? – dopytywałam zmartwiona. Chłopak się ocknął i powiedział :
- Nieee… wręcz przeciwnie. Wyglądasz zajebiście i kurewsko seksownie – ostatnie zdanie wyszeptał  mi do ucha, tak aby nikt inny nie słyszał. I nie zauważalne dla obściskujących się par delikatnie przygryzł jego płatek. Nogi miałam jak z waty… Na szczęście ocalił mnie dzwonek do drzwi. – Choć otworzymy bo inni są… zajęci – powiedział aksamitny baryton nad moim uchem. Nie patrząc na niego pokiwałam głową i podeszliśmy do drzwi.
            Eh… Nareszcie skończyliśmy ich wszystkich witać… Nawet nie pamiętam choćby połowy imion… Te, które utkwiły mi w pamięci to na pewno : Mike i Lucas Newton – rodzeństwo blondynów, pewne siebie dupki , Eric Custer – przyjechał do Miami aż z Chin ; Marco, Kajusz i Aro Volturi – trójka braci, Marco woli raczej jak mówi się do niego Marek, dalej była Renesmee ( Nessi ) i Angela Weber – dwie ciemnowłose siostry i ich kuzynka – Agnes – ‘słitaśna’ blondynka. Wszystkie trzy były pokroju Tanyi i jej klonów. Kolejne osoby Alexandro i Roberto – czarnowłosi bliźniacy z Meksyku chyba jedyni normalni, i wiele, wiele innych osób…
Prawie każdy chłopak prosił mnie do tańca, ale za każdym razem odmawiałam. A to ból w kostce, a to ból żołądka i tym podobne ‘dolegliwości’. Potem przeszliśmy nad basen. Kto chciał to się kąpał. Najbardziej rozbawiły mnie stroje kąpielowe klonów – wszystkie miały na sobie takie same, czarne i lateksowe monokini , no wszystkie oprócz Tanyi która ubrała różowy strój Naprawdę trudno było powstrzymać śmiech gdy wyszły z „ToiToi” tak ubrane – Yeah! Alice zamówiła 7 takich ubikacji i postawiła w ogrodzie, aby nikt nie musiał korzystać z tych w domu. Na początku się dziwiłam ale potem zrozumiałam, a mianowicie…
Impreza trwała w najlepsze. Właśnie siedziałam z Rose na ławce i przyglądałyśmy się Al. i Jazzowi jak tańczą. Zauważyłam, że Tanya i Mike idą w stronę jednej z ubikacji. Chłopak obściskiwał dolną część jej pleców ,a potem załapałam, że on tak naprawdę trzyma swą rękę na jej … pośladku! Boże, co za napaleńcy! Drzwi za parą się zamknęły i napomknęłam , że Lucas zatrzymuję się przed nimi przystawia tam ucho odchodzi około dziesięć metrów dalej i cichym gwizdnięciem przywołuję wszystkich. Ja byłam tam jako pierwsza z Rose z uwagi na to, że siedziałyśmy najbliżej. Nic nie widziałam i poklepałam Edwarda, stojącego przede mną, w ramię. Chłopak się odwrócił.
- Nic nie widzę! – poskarżyłam się tonem obrażonego dziecka i na dodatek zrobiłam maślane oczka. Chłopak westchnął i wziął mnie na barana. Teraz czułam ten podniecający dreszcz całym ciałem. – No tak dużo lepiej – wyszeptałam mu do ucha. Zauważyłam, że Lucas rozmawia z jakąś dziewczyną, która przypominała mi raczej swoją posturą anorektyczkę … Zaraz, jak jej było? Sara? Tak, chyba tak. Tłumaczył jej coś. Po chwili dziewczyna kiwnęła głową podeszła do drzwi zza których słychać było głośne jęki – na przemian damskie i męskie. Zauważyłam, że wszyscy wyciągają swoje telefony. Edward dał mi swój – siedziałam mu na ramionach a on podtrzymywał mnie za łydki. ‘Anorektyczka’ wsadziła paznokieć między zamek i wciągnęła powietrze do ust. Włączyłam kamerę w telefonie.
            Dziewczyna sięgnęła po klamkę. Prędko otworzyła zamek i jeszcze szybciej je otworzyła i podbiegła w naszą stronę.
            Naszym oczom ukazał się widok Tanyi jeszcze w stroju która klękała przed Miki’em. Chłopak miał obsunięte spodnie wraz z bokserkami i opierał się o ścianę głośno jęcząc. I wtedy do mnie dotarło! Dziewczyna mu obciągała! Wszyscy zaczęli się śmiać a on oderwali się od swoich dotychczasowych ‘zajęć’ i spojrzeli na nas. Mike poczerwieniał ze wstydu a Tanya ze… złości ! No tak! Jak my w ogóle mogliśmy im przerwać ?! – pomyślałam z ironią. Dziewczyna zamknęła drzwi i wyszła. Chłopak już podciągnął spodnie. Nawet nie patrzyłam i schowałam się we włosach Edwarda. Pachniały tak idealnie… Tak Edwardowo Mmm.
- Już możesz mnie zsunąć – powiedziałam do niego wciskając przycisk ‘STOP’ na kamerze. Chłopak nic sobie z tego nie robiąc podszedł tylko ze mną do basenu. O nie! Trzeba się ratować ! – Mam twoją komórkę! Wpadnie razem ze mną! – Ostrzegłam, a ten jak na sygnał mnie ściągnął ze swoich umięśnionych, cudownych i kurewsko seksownych pleców i postawił obok. Boże jaki on seksowny… Tak, tak wiem, że się powtarzam, ale to ciało … Normanie kurwa demon seksu! Boże Bella a ty tylko o jednym! Nie dziwię się czemu jestem taka zboczona, choć nikt nie dorówna Emmettowi.
            No i kurwa znowu się zaczęło! Czy ci faceci nie mogą sobie dać spokój ?! Ja sobie kulturalnie kurwa pluję w brodę w myślach, żeby mi dali spokój! Nagle Edward siedzący obok, który także chyba już miał dość  swoich namolnych ‘fanek’ powiedział coś, czego się nie spodziewałam kompletnie, a mianowicie :
 - Bells zatańczymy?
- Chętnie ! – zgodziłam się bez ogródek. Te 2-3 minuty w jego ramionach to jak 120-180* sekund w niebie.
            Zaczęła się powolna piosenka, a mianowicie Green Street Hooligans – One Blood, więc Edward przyciągnął mnie do siebie i położył swoje dłonie na mojej talii przyciągając mnie blisko, tak, że stykaliśmy się ciałami. Ja własne ręce zarzuciłam na jego szyję. Po chwili zmieniliśmy taktykę i ustawiliśmy się jak do walca. Delikatnie kołysząc się w rytmy muzyki patrzyliśmy sobie w oczy. Była to taka nasza intymna chwila. Już była końcówka piosenki i postanowiłam, że pójdę na całość…
- Edwardzie, chciałabym Ci coś ważnego powie… 
- EDWARD ŚPIEWAJ ! EDWARD ŚPIEWAJ ! – przerwał mi wiwatujący tłum. Chłopak spojrzał na mnie wyszeptał mi tylko do ucha, że pogadamy później i odwrócił się w stronę sceny zostawiając mnie samą wśród tłumu.
Miałam to teraz w dupie. Cały świat. Chciało mi się płakać. Nie wiem czemu. Tak po prostu. Zamiast stać w pierwszym rzędzie tak jak te puste laski typu Tanya wycofałam się do tyłu.
            Siadłam na jednej z ławek z których miałam doskonały widok na scenę, lecz nie patrzyłam. Schowałam twarz w dłonie. Co ja takiego zrobiłam. Nagle zdałam sobie z czegoś sprawę – przypomniała mi się sytuacja z pierwszej klasy podstawówki.

Retrospekcja
Szkoła. Sala numer siedemnaście. Pierwsza klasa podstawówki. Dzieci już nieco zniecierpliwione czekają aż nauczycielka odda im ich pierwsze klasówki. Dokładnie pamiętały nagłówek sprawdzianu – To Be. Wśród siedmiolatków siedzi drobna i nieco wychudzona brunetka o dużych, pięknych i brązowych oczach. Chyba ona najbardziej czekała na oddanie kawałku papieru. W końcu miałaby się czym pochwalić przed jej mamusią. ‘Mamusia będzie dumna’ – tak brzmiały jej myśli. I nagle słyszy swoje nazwisko. ‘Swan’ dziewczynka wręcz biegnie aby tylko zajrzeć na ocenę i nagle… Szóstka! Jej pierwsza ocena i na dodatek tak wysoka!
            Po skończonych zajęciach biegnie do domu – do jej mamusi. Zastaje ją jak zawsze w łazience – przed lustrem. Stroiła się jak zwykle. Kolejna impreza, tylko, że jej córka nie wiedziała, że jej matka się szmaci. Że na owej ‘kawce u przyjaciółki’ – bo tak tłumaczyła się przed małą Isabellą, każdy facet ją przeleci.’ Była łatwa, tania i bogata’ – tak o niej mówili…
- Mamusiu! Mamusiu! Popatrz, dostałam szóstkę! – krzyczała w euforii.
- Boże dziecko nie drzyj mi się do ucha. W dupie mam twoje oceny. – powiedziała i na oczach dziewczynki podarła jej pierwszą ocenę…
Koniec retrospekcji

Mam jedynie tylko moich przyjaciół. Poza tym żadnej rodziny. Matka nie żyję. Ojciec gdzieś w huj daleko a ja jestem sama. Sama jak ten jebany palec. Dlaczego akurat ja? No kurwa dlaczego? Ej ! Ty tam na górze! Co ja ci takiego zrobiłam? Siedziałam rozmazana, rozpłakana na ławce, podczas gdy inni się świetnie bawili w trakcie kiedy Edward Cullen śpiewał jakąś jebaną piosenkę. Nie chciało mi się zgadywać co to za piosenka. Nie wiem czemu płakałam, chyba dlatego, że zdałam sobie sprawę z mojego żałosnego położenia : Kocham, ale nie jestem kochana.
Swan ! Ogarnij się! Zapomniałaś ? Jesteś laską bez łez – krzyczały moje myśli. Miały racje !
Poszłam na górę, do swego pokoju. Do tej części domu był zakaz wchodzenia. Od razu skierowałam się do łazienki. Lustro – to rzecz której teraz potrzebowałam. Zerknęłam w lustro i sobie przypomniałam – mam wodoodporny makijaż! Uspokojona i zadowolona wyszłam z pokoju i skierowałam się na schody. Gdy już miałam stawiać pierwszy krok na stopnie usłyszałam :
- Bello poczekaj chwilkę – usłyszałam piskliwy głosik. Zatrzymałam się i odwróciłam. Za mną stałe wszystkie plastiki z tej szkoły – już ubrane w ‘normalne’ stroje. Były wszystkie – Tanya, Jessica, Lauren, Victoria, Jane, Renesmee , Angela i Agnes. [ Te linki to ich stroje - dop.aut. ] 
- Był zakaz wchodzenia na górę. – powiedziałam znudzona. Czy one są aż tak tępe i nie rozumieją tych kilku prostych słów ?! Przed dziewczyny wyszła Tanya i podeszła do mnie zakładając ręce na biodra.
- A wyglądam na taką która przestrzega zasady – zapytała chwytając mnie za ramiona. Wow! Nasz pierwszy kontakt fizyczny – nie domyję się z tej dziwkości przez tydzień ! – Chciałybyśmy ci tylko coś przekazać – stwierdziła – Masz się z łaski swojej odpierdolić od Ediego, bo jak nie …
- Złość piękności szkodzi – przerwałam jej z cwaniackim uśmieszkiem.
- To coś ci grozi… - powiedziała tajemniczo.
- Edward nie jest twoją własnością. Poza tym z tego co mi wiadomo to zerwaliście. Przy okazji nie słucham plastiku, tylko go segreguje, a więc na dół i to migiem   – stwierdziłam, wracając do sytuacji z rana, przed szkołą i po ich stylu ubierania się.
- Oh oni już dużo razy się rozstawali – powiedziała Lauren stojąca za nią, kompletnie ignorując drugą część zdania.
- Wy, plastiki szkoły, nie będziecie mi rozkazywać, i …
            Nie dokończyłam bo Tanya chwyciła mnie mocniej za ramiona i pchnęła na schody. Chwile leciałam a potem czułam tylko dotyk stopni. Najpierw moja głowa boleśnie dotknęła podłoża a po chwili całe ciało. Obracałam się na tych stopniach coraz bardziej tracąc przytomność. Gdzieś w większej połowie ją straciłam. Była tylko ciemność…

Perspektywa Edwarda


Tańczyłem z nią. Nasze ciała były niesamowicie blisko. Podczas tej intymnej chwili przypomniała mi się rozmowa z chłopakami, gdy dziewczyny były na górze i ‘robiły się na bóstwo’ – jak to stwierdziła Alice.

Retrospekcja
            Byliśmy z chłopakami w salonie. Pogrążeni w ciszy i we własnych myślach. Postanowiłem zacząć rozmowę którą planowałem.
- Emmett, Jasper… - zacząłem.
- Co cię stary gryzie ? – zapytał blondyn.
- Jak poczuliście miłość ?
- Stary… to takie dziwne uczucie – zabrał głos Emmett – Niby jesteś przez całe życie twardzielem, ale gdy ją widzisz stajesz się jebanym pantoflarzem. Chcesz zrobić wszystko, by było jej dobrze. By nie cierpiała. Kiedy jest smutna – chcesz ją pocieszyć. Kiedy jest szczęśliwa – ty razem z nią. Gdy ją dotykasz czujesz taki przyjemny dreszcz… – Właśnie stwierdzam, że ja – Edward Cullen – się kurwa zakochałem! – Ej! Stary kim ona jest ? – dopytywał się Emm. Uśmiechnąłem się i otworzyłem usta :
- Tą dziewczyną jest … - zacząłem, ale przerwał mi stukot obcasów na schodach. Obróciłem się i zobaczyłem trzy piękne dziewczyny. Niee… Dwie dziewczyny i anioła. Wyglądała piękne. Miała na sobie śliczną czerwoną sukienkę […]
Koniec retrospekcji
           
            Trzeba będzie jeszcze pogadać z chłopakami – pomyślałem, gdy obróciłem ją wokół jej  własnej osi tak, że teraz tańczyła tyłem do mnie. I z powrotem była przodem. Ahh… Ta bliskość ciał bardzo mi odpowiadała. Chciałem jej wtedy coś wyznać, już otwierałem usta, ale ona mnie wyprzedziła wypowiadając moje imię. Niestety. Przerwał jej tłum moich ‘fanów’. Bardzo nie chciałem się z nią rozstawać, ale … Wiem, że i tak nic nie mógłbym wyksztusić dlatego postanowiłem przełożyć tą rozmowę na później i zgodziłem się śpiewać. Widziałem jak oddala się ku ławkom i ukrywa twarz w dłoniach. Tak bardzo chciałem wtedy przy niej być  i ją pocieszać. Niestety nie mogłem.
            Po pewnym czasie zauważyłem, że dziewczyna zniknęła. Skończyłem śpiewać i zauważyłem, że największe plastiki tej szkoły również zniknęły. Podszedłem do Alice.
- Gdzie Bella ? – spytałem. Musiałem jej to wyznać !
- W domu i … - więcej nie słuchałem tylko ruszyłem ku budynkowi.
            Otworzyłem drzwi i zarejestrowałem dziwną sytuację… nie ! Przerażającą sytuację. Spadające Belle ze schodów. Huk. Bella. Leży. Zakrwawiona. Na. Jebanej. Ziemi. O    K U R W A. Nagle moje oczy zarejestrowały coś jeszcze, a mianowicie wszystkie sztuczne laski zbiegające po schodach i kopiące nieprzytomną Belle. A więc to one! Ja je kurwa mać zabiję! Jak tu stoję!
- Kurwa! Spierdalajcie i to migiem! – huknąłem głośno. Dziewczyny oniemiałe spojrzały na mnie. Pierwsza otrzęsła się Renesmee :
- Ohh Edieeee – powiedziała przedłużając literkę ‘e’. Wyszło jej to beznadziejnie. – Przecież ta dziewczyna jest tu zbyteczna. I już. Koniec dziwek … - nie dokończyła bo podszedłem do niej tak szybko, że jej maleńki mózg nawet tego nie zarejestrował, i chwyciłem jej wypryskane utrwalaczem do włosów kudły i wysyczałem :
- Bella nie jest żadną dziwką. Wy nimi jesteście. Ostatni raz widzę was w moim i Bells domu i kurwa was żegnam – powiedziałem i rzuciłem ją o ścianę – i to dosłownie. Dziewczyna się z niej zsunęła. Odwróciłem się ku innym dziewczynom ale one już były przy wyjściu. Dorwę te szmaty w szkole – pomyślałem.
            Teraz swój wzrok zwróciłem na Belle. Leżała na ziemi cała zakrwawiona a jej ciało było wykrzywione pod dziwnym kątem. Upadłem na kolana obok niej i sprawdziłem puls. Był! Jak najdelikatniej potrafiłem wziąłem ją na ręce. Usłyszałem cichy jęk – nawet najmniejszy dotyk sprawiał jej ból. Zabije te suki!
Wyszliśmy. Widziałem te wszystkie ciekawskie spojrzenia na nią. I te przerażone – naszych przyjaciół. Przywołałem wzrokiem Emmetta i wskazałem na moje volvo. Chłopak załapał. Otworzył mi tylnie drzwi i je przytrzymywał. Zauważyłem, że muzyka ucichła. Wsiadłem powoli z wciąż nieprzytomną brunetką do auta. Chłopak zasiadł za kierownicą. Tak bardzo się o nią bałem. A co jeśli nie zdążymy ? A co jeśli…
- Co się stało – zapytał Emmett jednocześnie przerywając moje rozmyślania.
- Nie wiem. Wszedłem do domu i zauważyłem, że Bells turla się ze schodów. Potem zbiegły te skurwysyńskie kurwy i zaczęły ją kopać.- Powiedziałem na jednym wydechu. Emmett głośno wciągnął powietrze do płuc. Jak przez mgłę widziałem jak wyciąga telefon i do kogoś dzwoni. Rosalie, bo jej imię wymówił gdy tylko podniosła słuchawkę tak jak wcześniej on nie mogła uwierzyć – tak, słyszałem to ponieważ Em ustawił na głośnomówiący. Ale te wszystkie sprawy zsunęły się jakoś na drugi plan. Teraz najważniejsza była Bella i to, aby przeżyła.
- Jesteśmy – rzucił ‘kierowca’ stając pod dużym budynkiem. Na samym środku wisiał szyld z napisem „ Hospital In Miami”.
            Wyszliśmy z auta szybko i zręcznie.
Szybko, aby zdążyć na czas
Zręcznie, aby stan Bells się nie pogorszył.
            Bella… Tak bardzo się o nią bałem ! A co jeśli… nie ! Nie mogę teraz tak myśleć.
            Wbiegliśmy do szpitala. Ja umazany krwią Belli z nią samą na rękach, Emmett tuż obok mnie. Po chwili znalazł się koło nas jakiś lekarz z noszami, na które położyłem Belle. Szybko ruszył. Biegliśmy za nim. Wbiegliśmy do korytarza, gdzie na górze był szyld z nazwą OIOM**. Momentalnie lekarz skręcił na salę i bezczelnie zamknął mi drzwi przed nosem. Zrozumiałem, że mam poczekać.
            Więc czekałem… Długo. Dlaczego to stało się akurat jej ? Dlaczego ?
            Nagle koło mnie pojawiło się dwóch lekarzy w białych fartuchach i takich zielonkawych nakładkach na usta czy coś.
- Co się dzieje ? – zapytałem zszokowany.
- Kim pan jest ? – zapytał podejrzliwie jeden.
- Świadkiem wypadku oraz jej przyjacielem.
- A więc panna Isabella ma uszkodzony mocno kręgosłup. Potrzebna jest natychmiastowa operacja. – odpowiedział drugi, ten mniej podejrzliwy [xd]
- Dobrze, a ile ta operacja będzie trwać ? 
- Około 4-5 godzin, więc spokojnie może pan pojechać do domu i … się przebrać – stwierdził lekarz patrząc na moje poplamione krwią ubranie. – a teraz przepraszamy, ale operacja nas czeka.
- Dobrze – powtórzyłem.
            Szybkim tępym wydostałem się ze szpitala i jeszcze szybciej wsiadłem do samochodu, w którym czekał już Emmett.
- I co jest ? – spytał odpalając auto.
- Operacja. Uszkodzenie kręgosłupa – mówiłem wypranym z emocji głosem wpatrując się tępo w przednią szybę. Pewnie wyglądałem jak jakiś zombie… - Proszę cię, jedźmy do domu.
- Spoko Stary – powiedział drżącym głosem. On też bał się o Bellę, ale w na pewno w mniejszym stopniu niż ja… 

* dop.aut. - dopisek autorki [jakby ktoś nie wiedział]  

** „ Te 2-3 minuty w jego ramionach to jak 120-180* sekund w niebie „ – Chodziło mi o to, że  2 -3 minuty to 120-180 sekund – to dla tych, którzy nie zajarzyli :D 

 ***OIOM – Oddział Intensywnej Opieki Medycznej