czwartek, 23 sierpnia 2012

Rozdział III - Impreza

W końcu dojechaliśmy. Miami to naprawdę piękne miasto! Słoneczne i takie pełne… sklepów ! Hehe, uwielbiam je! Myślę, że będę się tu świetnie bawić, i kto wie, może się zakocham…
            Ale to już dalszy plan. Punkt pierwszy to impreza! Nareszcie poznam dzieci Carlisla i Esme! Już nie mogę się doczekać, chociaż z drugiej strony trochę się obawiam, że mogą mnie nie polubić. Cholerna pesymistyczność! Pieprzyć to! Pójdę na imprezę i będę się świetnie bawić!
- Bello! Jesteśmy na miejscu!- powiedziała Esme, i w tej samej chwili samochód stanął pod pięknym do… Nie… dom, to byłoby niedomówienie, a więc zatrzymaliśmy się pod cudowną willą. Budynek był cały biały, miał basen! Był naprawdę piękny! Nawet w marzeniach nie wyobrażałam sobie czegoś aż tak pięknego. Naprawdę! Ja z matką, owszem mieszkałyśmy w bogatym domu, ale był skromniejszy od tego! Wow, naprawdę mi się podoba.
            Nagle usłyszałam jakiś niezidentyfikowany dźwięk z miejsca kierowcy, więc tam popatrzyłam.
- Walizki… znowu – jęknął nasz ‘kierowca’ na co obie się zaśmiałyśmy. – Tak, śmiejcie się z biednego, malutkiego, wykorzystanego i bardzo przystojnego Carlisla- powiedział ze skruchą mężczyzna, co wywołało u nas jeszcze większy śmiech.
            Zabraliśmy się za wypakowywanie walizek i wniesieniu ich do salonu, który był przepiękny! Posiadał jasne panele, a na ścianach coś jakby mur i wbudowany w to kominek. Oczywiście wiedziałam, że była to tylko tapeta. Po prawej i lewej stronie kominka były takie jakby okienka a za nimi drewno. Wszystko komponowało się naprawdę dobrze. Natomiast na środku salonu był postawiony stół a wokół niego dwa czarno-białe fotele i jedna kanapa tego samego koloru. Salon był najprawdopodobniej połączony z jakimś innym pomieszczeniem. Tak, widziałam to ze swojego położenia i ….
- Bello! Chodź! Już wszystko wniesione! Czas żebyś obejrzała w końcu swój pokój! – Krzyknęła Esme. Zrobiło mi się trochę głupio, że im nie pomogłam we wnoszeniu moich cholernie ciężkich walizek.
            Stwierdziłam, że głos kobiety wydobywał się z góry, więc tam poszłam. No i tyle, że nie wiedziałam, gdzie jestem…
- Esme, chyba się zgubiłam – powiedziałam i jednocześnie zachichotałam. W tym samym momencie można było usłyszeć śmiech z pokoju trzy metry dalej, więc tam weszłam i … wow.
            Pokój był piękny, a najbardziej podobał mi się balkon, który najwyraźniej z kimś dzieliłam. ( pokój taki jak na zdjęciu, z tym wyjątkiem, że zamiast tego dziwnego obrazu jest pusta antyrama, aby Bella mogła sobie tam coś powiesić – dop. aut. )
            I po raz kolejny tego dnia rzuciłam się obecnym, czyli Carlislowi i Esme na szyję.
- Dziękuje kochani! Nigdy nie widziałam piękniejszego domu, pokoju. Jejku tu jest jak w bajce – powiedział, i poczułam na policzku kilka łez
- Bello… -zaczęła kobieta.
- Skarbie nie płacz… - dokończył za nią jej mąż
- Dobrze, dobrze już się uspokajam. – powiedziałam. Bella, musisz być twarda! Nikomu nie pokazujesz łez! Pamiętaj o tym! – mówiła ta twardsza część mnie… I posłuchałam jej. Wytarłam łzy chusteczką, którą podał mi Carlisle.
- Dobra. To ty się wypakuj… chyba, że chcesz abyśmy ci pomogli- zapytała Esme
- Nie, spokojnie, poradzę sobie- puściłam do nich oczko.
- Dobrze, to my Ci nie będziemy przeszkadzać. Aha, no i impreza zaczyna się o 20:00, więc gdzieś o 19:30 będziemy musiały wyjechać – stwierdziła kobieta i wyszli, a Carlisle dodatkowo puścił mi oczko, na co się uśmiechnęłam. Dobra, to teraz trzeba rozpakować wszystko. – pomyślałam, i w tym czasie zauważyłam kolejne drzwi, których wcześniej nie zauważyłam. Pchnęłam je i weszłam do ogromnej garderoby. Była może z 3 razy większa od mojego pokoju! Była ogromna, nawet jak dla mnie. Dobra, koniec z rozmarzaniem. Trzeba to wszystko wypakować.
            Wybrałam odpowiedni kod do pierwszej walizki, która jak się potem okazało zawierała tylko i wyłącznie buty. No właśnie! Muszę niedługo się wybrać na zakupy. Może jutro? Nie wiem, pomyśli się… Zaczęłam rozkładać buty na przygotowanych półkach, i okazało się, że mam 26 par szpilek, 3 pary kozaków, 8 par trampek i 7 par rzymianek! Oj, przydadzą mi się te zakupy, przydadzą.
            Druga walizka zawierała dodatki. No wiecie – kapelusze, biżuteria, torebki, apaszki, chustki, szaliki, paski, rękawiczki… To poszło dość sprawnie.
            Trzecia walizka miała dwie przegródki. W jednej były rzeczy do łazienki, np. mydło, szampon czy tampony, zaś w drugiej kurtki. Walizka była chyba jedna z największych, i gdy stała w pionie sięgała mi gdzieś pod biust, więc…
            Opowiadałam wam może o łazience? Nie? To chyba najwyższy czas, bo nie da się koło niej przejść i nie otworzyć buzi na oścież. Była utrzymana w biało-szarych i czarnych barwach. Naprawdę była śliczna!
            Zaś czwarty bagaż zawierał ogółem ubrania… na partie dolne, czyli spodnie i spódniczki. To była naprawdę ogromna walizka!
            Kolejna walizka składała się z sukienek. Głównie krótkich. To był naprawdę maleńki bagaż. Sięgał mi ledwo do kolan. Ojj. I znów zakupy!
            Ostatnia walizka, obejmowała, jak nietrudno się domyślić, bluzki i ogółem wszystko co mogłam założyć na górę. Ekwipunek, że się tak wyrażę również miał dwie przegródki. Jedną wymieniłam, zaś w drugiej była po prostu… bielizna! Ot co! No i kilka piżam, lub raczej skrawki materiału.
            Wow! Szybko poszło. Odruchowo spojrzałam na zegar, który stał na szafce nocnej. O cholera! Już 19:00! Za pół godziny wyjeżdżamy!
            W ekspresowym tempie wbiegłam do łazienki chwytając pierwszą lepszą sukienkę. W łazience zauważyłam także jeszcze jedne drzwi, ale nie miałam czasu na patrzenie, co jest po drugiej stronie. Wzięłam szybki prysznic przy okazji myjąc moje długie brązowe włosy. Wysuszyłam się i zerknęłam na zegar. 19:10 ?! Nawet szybko mi poszło, ale to oznacza, że na ubranie się i uczesanie mam tylko 20 minut! Jak najszybciej wysuszyłam włosy, i nie męcząc ich, postawiłam na prostotę, czyli po prostu były loki spływające prawie, że do pasa. Założyłam szybko materiał, którym jak się potem okazało była chabrowa mini sukienka z koronkowym wykończeniem przy biuście. Do tego założyłam tego samego koloru szpilki na platformach. Jeszcze delikatny makijaż - wytuszowałam lekko rzęsy i nałożyłam pomadkę ochronną. Ludzie zawsze mi powtarzali, że przy mojej alabastrowej karnacji nie potrzeba zbyt dużo makijażu. Zawsze szłam za tą radą. Zerknęłam jeszcze do lustra, i mogłam śmiało powiedzieć, że wyglądałam całkiem seksownie. Mój sporej wielkości biust idealnie prezentował się w tej sukience. Tego także zawsze zazdrościły mi dziewczyny. Gdy one kupowały o dwa rozmiary większe miseczki, ja mogłam śmiało powiedzieć, że i tak owe będą na mnie za małe. Oczywiście nie były takie jak u starszych kobiet, ale jednak były pełne. Moi byli zawsze mówili, że pod tym względem jestem idealna.
Jeszcze krótkie spojrzenie na zegar – 19:27. Idealnie! Podbiegłam jeszcze do szafy wybierając torebkę. Trafiła mi się akurat idealnie czarna torebka w kształcie serca. Była malutka, więc zmieścił się tam mój telefon i portfel. Esme wspominała, że wrócę z jednym z jej dzieci, więc mogłam spokojnie się napić i zapłacić.
- Bello! Gotowa? – krzyknął damski głos z dołu.
- Tak, tak! Już schodzę. – odkrzyknęłam i zeszłam szybko na dół, a tam czekała Esme ubrana w zwykłe jeansy i bluzkę. Hmm ... Luźny styl. Bardzo jej pasował.
- Wow. Bello, wyglądasz …- stwierdziła Esme lustrując mnie od góry do dołu
- Pięknie! – dokończył za nią Carlisle. – Zgadzam się. – Lekko zarumieniłam się na te słowa. Matka nigdy nie prawiła mi komplementów…
- Dziękuje wam… No to co Esme? Jedziemy?
- No jasne! Chodźmy. – odpowiedziała.
            Wsiadłyśmy do samochodu, a mianowicie Mercedesa SL. Jechałyśmy chwilę w ciszy, aż pierwsza odezwała się Esme :
- Bello, to dla mnie trochę krępujące, ale muszę z tobą porozmawiać…
- Zamieniam się w słuch.
- Bo widzisz, chodzi mi o … zabezpieczenie się…- w tej chwili zachichotałam. Esme zerknęła na mnie zaciekawiona. Zrozumiałam, że muszę jej teraz opowiedzieć o moim postanowieniu. Postawiłam na szczerość:
- Esme, owszem, nie jestem już dziewicą, ale przyrzekłam sobie, że będę TO robić dopiero z osobą, w której się zakocham. Ale i tak zawsze mam w kosmetyczce tabletki – powiedziałam i puściłam jej oczko, widząc, że patrzy na mnie kątem oka.
- Oh, jak dobrze, przynajmniej ja mam tą rozmowę za sobą- W tej chwili już obie chichotałyśmy. – Dobra młoda, a teraz wypad. – powiedziała poważnie, zatrzymując się, chodź widziałam w jej oczach śmiech.
- Co… Co proszę? – zapytałam niedowierzając. Teraz to ona się śmiała, a ja wciąż się w nią wpatrywałam.
-Myślałam, że wybierasz się na imprezę- stwierdziła i wskazała na budynek, na którym był szyld z nazwą „Bukovis”
- Aaa, no tak, ja głupia- teraz to i ja się śmiałam. – Do zobaczenia jutro- powiedziałam, i ucałowałam ją w policzek. Zamknęłam drzwi, a Esme odjechała. Jeszcze przez chwilę obserwowałam auto, aż znikło za zakrętem.
            Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam iść. Dostrzegałam te pijackie spojrzenia wlepione we mnie, ale udawałam, że nie widzę. Szłam z pewnością siebie. Zawsze taka byłam, no może nie zawsze, a mianowicie… przy chłopcach. Nigdy nie potrafiłam jakoś zacząć rozmowy z płcią przeciwną. Ale gdy już on zrobił pierwszy krok, wszystko szło gładziutko.
            Pewnym krokiem weszłam do środka. Było… ciemno i głośno. W tle leciała jakaś szybka muzyka. Mnóstwo osób szalało teraz po parkiecie… Podeszłam do baru i usiadłam na jednym z krzeseł. Rozglądnęłam się po barze i nagle dostrzegłam Jego. On też na mnie patrzył. Stał przy barze z czwórką znajomych. Wyglądał tak seksownie, że chciałam nawet złamać swoją przysięgę. Gwałtownie pozostała czwórka spojrzała w moim kierunku. Potem na jakąś kartkę, którą trzymała jedna z osób, a potem znów na mnie. Zaczęli iść w moim kierunku.
- Hej Bella! – powiedziała niska i szczupła brunetka o krótko sterczących w każdą stronę włosach. Miała piwne oczy i to ona szła na przodzie. Była ubrana w śliczną koralową sukienkę. – Może wyjdźmy bo tu trochę głośno.
- Ok…ej – powiedziałam trochę zmieszana i wyszłam z dyskoteki razem z piątką nieznanych mi osób. Gdy byliśmy na zewnątrz od razu zrobiło się ciszej i spokojniej.
- To tak. Ja jestem Alice Cullen. Mów mi Alice lub Al. Jak wolisz. Będziemy razem mieszkać! Ale super! Ależ ty ładna! Ładniejsza niż na zdjęciu – powiedziała i wprost rzuciła się na mnie. Uściskałyśmy się mocno.
- Ja też się cieszę i dziękuję za komplement. No i oczywiście nawzajem – powiedziałam szczerze. Naprawdę się cieszyłam. Teraz głos zabrał chłopak, który obejmował Alice w pasie:
- Witaj Bello. Ja jestem Jasper. Mów mi Jazz lub Jasper – jak chcesz. Jestem chłopakiem Alice.- powiedział i uściskał mnie tak, jak Alice wcześniej. Chłopak miał blond włosy i jasnoniebieskie oczy. Był umięśniony i ubrany w marynarkę, białą koszulę i zwykłe czarne spodnie ze sztruksu.
- Miło mi- odpowiedziałam. Jasper wycofał się do tyłu, a do mnie podeszła śliczna długowłosa blondynka o niebieskich oczach. Zupełnie jak Jasper. Była ode mnie trochę wyższa. Miała długie nogi. Ubrana była w białą sukienkę, która miała dodatkowa biały pasek pod biustem. Można było przy niej dostać kompleksów… 
- Cześć Bello. Jestem Rosalie. Jakbyś mogła to mówi mi Rose, bo Rosalie brzmi tak nudno. Siostra tego patafiana – tu wskazała na Jaspera. Zaśmiałam się z jej żartu. Dziewczyna uśmiechnęła się, przytuliła mnie, pocałowała w policzek i odeszła kilka kroków w tył. Na mnie natomiast rzucił się misiowaty brunet i zamknął, że tak powiem, w misiowatym uścisku. Miał krótkie strzyżone włosy i niebieskie oczy. Był ubrany podobnie do Jaspera.
- Siema Bells! Jestem Emmett! Chłopak Rose- powiedział entuzjastycznie. Jeśli twierdziłam, że to Jasper jest umięśniony, to byłam w wielkim błędzie! Ten to dopiero misiek. Był wielki i bardzo umięśniony. Podobnie jak reszta wycofał się do tyłu, a do mnie podszedł młody bóg. Ten sam, przez którego chciałam złamać swoje przyrzeczenie.
- Witaj Bello. Ślicznie wyglądasz. – powiedział seksownym, przyjemnym dla uszu barytonem.- Jestem Edward. – powiedział i mocno mnie przytulił. Po kryjomu wciągałam jego zapach. Mmm cudowna woda kolońska lub dezodorant. Był wysoki, wyższy od Jaspera i niewiele niższy od Emm’a. Był umięśniony, ale nie tak jak Emmett, jednak bardziej od Jaspera. Zupełnie jak przy wzroście. Ubrany był w zwykłe jeansy i białą koszulę z podwiniętymi rękawami. Miał śliczne miedziane włosy i boskie zielone oczy. No i pełne usta, które można całować i pieścić do woli… Bello! Do cholery uspokój się! Chcesz go zgwałcić przed klubem?! – mówił rozsądek. Eh, co racja to racja. Delikatnie go od siebie odsunęłam. Chłopak stanął prosto i spojrzał mi prosto w oczy i uśmiechnęłam się. Odwzajemnił ten uśmiech, nachylił się i ucałował mnie w policzek.
- Miło mi was w końcu poznać! Nie spodziewałam się, że tak ciepło mnie przyjmiecie. Naprawdę cudownie jest spotkać takich ludzi jak wy. – powiedziałam i uśmiechnęłam się do piątki ludzi. Każdy odwzajemnił.
- Grupowy uścisk!!! – krzyknął Emm. Wszyscy przyciągnęli mnie do siebie i jakimś cudownym sposobem mocno, wszyscy się uściskaliśmy. Trochę jeszcze porozmawialiśmy i w ogóle. Dowiedziałam się, że coś musiałam przekręcić i państwo Cullen nie mają trójki adoptowanych dzieci, lecz całą piątkę. Czyli wszyscy są tutaj. To świetnie, bo wydaję mi się, że są to bardzo sympatyczni ludzie.
- Idziemy potańczyć? – spytałam po 5 minutach naszej króciutkiej rozmowy
- Taak – krzyknęli wszyscy na co się zaśmialiśmy.
            Weszliśmy z powrotem do klubu i od razu poszliśmy na parkiet, akurat kończył się szybki kawałek, a w sumie to zostało go jeszcze 3 sekundy, więc jak tylko doszliśmy to zaczęła się wolna piosenka, a DJ przemówił :
- No panowie! Czas na coś wolnego! Bierzcie w obroty tą drugą osobę i przyciągnijcie ją blisko. Bardzo blisko – miałam wrażenie, że zabrzmiało to dwuznacznie…
- Zatańczysz? – zapytał cichy baryton tuż przy moim uchu. Właścicielem tego głosu był mój współlokator.
- No jasne! – odpowiedziałam miedzianowłosemu, a ten porwał mnie w ramiona i położył swoje dłonie na mojej talii, a ja własne na jego szyi. Byliśmy bardzo blisko siebie. Powoli tańczyliśmy nigdzie nam się nie spiesząc. Bardzo mi się podobał ten bliski kontakt z Edwardem. Przetańczyliśmy może z cztery takie powolne piosenki, aż Eddy spytał:
- Napijemy się?
- Yhym – tylko tyle  zdołałam wykrztusić od siebie, wciąż odurzona tymi zmysłowymi tańcami.
            Nasi przyjaciele, bo tak ich chyba mogę nazwać, czyż nie? Ale mniejsza o to. Otóż oni wciąż tańczyli. My zwierzaliśmy ku barowi.
- Co bierzemy? – zapytał zielonooki.
- Picie? – odpowiedziałam pytaniem, na co chłopak zaśmiał się odrzucając seksownie głowę w tył.
- To wiem. Ale jakie?
- Mocne?
- Okej… - powiedział chichocząc.- No to poproszę jedną Colę i jedną Martin* - oznajmił znudzonemu barmanowi, któremu najprawdopodobniej była obojętna praca. Miał ciemne blond włosy i niebieskie oczy. Włosy były przylizane. Był niewiele starszy od nas… a właśnie! Muszę się zapytać Cullenów ile mają lat. Postanowiłam jednak podenerwować barmana  i gdy chciał odejść usłyszał :
- Ale … może jednak wezmę Cole… a może jednak drinka… albo może piwo… ooo a może wino…  - rozmyślałam na głos.
- To co kurwa w końcu?! – krzyknął już delikatnie wkurwiony barman. Oj , na Belle się nie krzyczy…
- Nie drzyj się kurwa na nią ! Jak będzie chciała coś zamówić to cię o tym poinformuje. Jakiś jebany chuj nie będzie jej mówił co ma robić! – krzyknął … Edward. Jaki cudowny koleś… Wstawił się za mną. Blondasek popatrzył na niego z pod byka i chwycił go za koszule i uderzył. Eddy upadł.
- Słuchaj! To ja tu jestem barmanem, więc … - postanowiłam to przerwać. Wyciągnęłam z torebki telefon i wybrałam numer „911”
- Dzień Dobry. Nazywam się Isabella Swan. Jestem z Miami w klubie Bukovis, mamy tu pewnego awanturującego się kelnera, który właśnie uderzył mojego przyjaciela. Czy moglibyście coś z tym zrobić?
- Oczywiście panno Swan! Jesteśmy w pobliżu więc będziemy za kilka chwil. – odpowiedział policjant.
- Dobrze, dziękuję. Jesteśmy koło baru. – orzekłam do słuchawki i rozłączyłam się. Podeszłam do Ed’a, który właśnie podnosił się z podłogi. Klękłam i wytłumaczyłam mu, aby nie pobił się, bo zaraz będzie tu policja. Zgodził się. Chłopak objął mnie ramieniem i spojrzał na drzwi, zrobiłam to samo. W drzwiach stała dwójka policjantów. Podeszli do nas. Nikt nawet nie zwrócił na to uwagi, no może prócz barmana, który patrzył na to z przerażeniem.
- Witam. Jestem sierżant Karson, a to Martlin. Czy jest tu Isabella Swan? – zapytał jeden z nich.
- Tak, to ja. Proszę coś zrobić z tym panem, to podchodzi pod próbę pobicia! – powiedział, klękając wciąż przy Edwardzie.
- Ale ja nic nie zrobiłem! Ta pani jest pijana! – zaoponował barman.
- Jestem trzeźwa baranie! Jeśli państwo mi nie wierzycie, to w barze są kamery! – powiedziałam wskazując jedną z nich, która była przypięta nad barem, i  był z niej idealny widok na wcześniejszą sytuację…
- Isabella ma rację! Poza tym za próbę pobicia grozi do dwóch miesięcy więzienia, i ma pan pewne, że już dziś straci pan pracę. – krzyknął inny mężczyzna, który wyszedł zza innych drzwi, na których widniała tabliczka „Właściciel”
- Eh… Ale ona… No dobra … - jąkał się na przegranej pozycji niedoszły barman.
            Policja zabrała faceta skutego już w kajdanki do wozu policyjnego zabierając wcześniej nagrania. A ja zwróciłam się do Edwarda, który uśmiechał się do mnie serdecznie:
- Dziękuję, że się za mną wstawiłeś.
- Nie masz za co dziękować – oznajmił. – ale jakaś mała nagroda mi się należy, czyż nie?  - dokończył i wskazał na policzek. Zrozumiałam i dostał buziaka we wskazane przez niego miejsce. – mmm . Dziękuję.
- Możemy już wracać do domu? Wkurzył mnie ten barmanek jebany. – wyszeptałam mu do ucha jak już wstaliśmy.
- Jasne, tylko ich poinformujmy – odszeptał i wskazał na dwie całujące się pary na parkiecie. Pokiwałam głową i podeszliśmy do naszych przyjaciół. – Ty powiedz Al i Jazzowi a ja powiem Emmowi i Rose – oznajmił.
- Przepraszam…- powiedziałam, a oni nic. Żadnego kontaktu ze światem. – EKHEM – wykrzyknęłam. No w końcu się opanowali! – My z Edwardem wracamy do domu. Jedziecie?
- No pewnie- wykrzyknęli razem na co się zaśmialiśmy.
            Rose i Emm także się zgodzili więc właśnie wsiadaliśmy do auta, które należało do każdego jak się potem dowiedziałam. Jazda minęła nam na tłumaczeniu całego zajścia przy barze.
- Trzeba było mnie zawołać! Ja bym się tym zajął- zarechotał kierowca, czyli Emmett, na co się zaśmialiśmy.
            Obok Emma, na miejscu pasażera siedziała Rose. Z tyłu było tak mało miejsca, że ja musiałam siąść Edwardowi na kolanach. Żadne z nas nie protestowało. Ja gdzież bym śmiała. Siedziałam bokiem do jego klatki piersiowej Edwarda, a ręce chłopaka robiły za pasy, ponieważ oplatały moją talie i były złączone na moim boku. Moja głowa spoczywała  na jego prawym ramieniu. Ogółem jechaliśmy za pasażerem, czyli po prawej stronie, za to Al siedziała Jazzowi między nogami i bawiła się jego palcami, które oplatały jej drobne ciało.
- Co będziemy robić w domu? – zapytałam cicho.
- Będziemy… grać w butelkę! – wykrzyknęła entuzjastycznie Alice.
- Ok…ej – zgodziłam się. Całkiem fajny pomysł. Poznamy się lepiej.
            Oczy już mi się powoli kleiły, więc z niecierpliwości zapytałam:
- Daleko jeszcze?
- Nawet nie przejechaliśmy 1/5 drogi, i jeszcze jedziemy po pizze, więc jeszcze jakieś 3 godziny.- Odpowiedziała Rose.
- Jeśli chcesz to śpij. Obudzę cię jak będziemy na miejscu- szepnął mi do ucha Edward.
- Dzięki. – odszepnęłam. Ułożyłam się trochę wygodniej i przymknęłam oczy aby zaraz znaleźć się w krainie Morfeusza.
Perspektywa Edwarda :
             Na początku byłem przeciwny, aby ta dziewczyna u nas zamieszkała. Przecież było nam dobrze w siedmiu. Ale gdy ją poznałem… Co za dziewczyna! Piękna, mądra i zabawna. Ideał. Jeszcze miała na sobie tą seksowną kreację, dzięki której chciałem się na nią po prostu rzucić. A teraz spokojnie śpi sobie na moim ramieniu. Moja ręka wodzi po jej biodrze. Nikt nawet tego nie zauważył. Taka śliczna… taka słodka… Cullen! Opanuj się do cholery!
Moje rozmyślania przerwał damski głos:
- Edwardzie, jesteśmy pod pizzerią, kupisz ? – Zapytała Alice wpatrująca się w palce Jaspera. Ciekawe, czy wie, że Bella śpi mi na kolanach. Poza tym mogłaby być ciszej! Ona się może obudzić! Niech dołączy do Rose i Emma, oni już poszli!
- Ciszej! Ona śpi – szepnąłem. Dziewczyna zaskoczona spojrzała na mojego aniołka. Aniołka? Cullen! I ty jesteś facet? – powiedział wkurzający głosik w mojej głowie. – Sama idź. Rose, Emm i Jazz już poszli, więc... paa – poleciłem Alice.
            Dziewczyna z jękiem wyszła z auto i starając się cicho zamknąć auto, obudziła Bells.
- Mmm , ile spałam – zapytała sennie wciąż nie otwierając oczu.
- Jakieś dwie godziny. – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
- Wyspałam się – stwierdziła. – Gdzie reszta? – zapytała rozglądając się po aucie.
- W pizzerii – skwitowałem wskazując ręką budynek z szyldem „ Pizza”.
- Aha… jesteśmy sami… - powiedziała i zagryzła wargę.
- No… - nie dokończyłem bo w tej samej chwili dziewczyna mnie… pocałowała. Mmm… jakie ona ma cudowne usta. Jak najbardziej chętny oddawałam pocałunki. Po kilku chwilach usłyszeliśmy, że drzwi pizzerii otwierają się i słychać śmiechy naszych przyjaciół. Od razu się od siebie odkleiliśmy, i zamglonymi spojrzeniami zerknęliśmy na przyjaciół którzy nie zawracali sobie nami głowę i po prostu się śmiali.
- Niech to zostanie na razie między nami. – szepnęła mi do ucha Bells.
- Ok…ej – odszepnąłem. Dziewczyna ułożyła się w poprzedniej pozycji, tak jakby wciąż spała, i zamknęła oczy.
            Rozumiałem, że mamy ukrywać na razie nasz pocałunek. To nie był mój pierwszy pocałunek, bo miałem mnóstwo dziewczyn przed Bellą. Gziłem się z nimi i je rzucałem. Z Bellą nigdy bym czegoś takiego nie zrobił…To znaczy, w sensie, że nie zostawiłbym jej po jednej nocy. jest wyjątkowa, i taka ... piękna!

Martin* - Drink wymyślony przeze mnie. Najmocniejszy w całym Bukovis.

1 komentarz:

  1. Bardzo fajnie :)
    Dopiero co znalazłam Twojego bloga,będę wchodzić częściej :)

    the-cullen-history.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń