W końcu
dojechaliśmy. Miami to naprawdę piękne miasto! Słoneczne i takie pełne… sklepów
! Hehe, uwielbiam je! Myślę, że będę się tu świetnie bawić, i kto wie, może się
zakocham…
Ale to już
dalszy plan. Punkt pierwszy to impreza!
Nareszcie poznam dzieci Carlisla i Esme! Już nie mogę się doczekać, chociaż z
drugiej strony trochę się obawiam, że mogą mnie nie polubić. Cholerna
pesymistyczność! Pieprzyć to! Pójdę na imprezę i będę się świetnie bawić!
- Bello! Jesteśmy na miejscu!- powiedziała Esme, i w tej
samej chwili samochód stanął pod pięknym do… Nie… dom, to byłoby niedomówienie,
a więc zatrzymaliśmy się pod cudowną willą. Budynek był cały biały, miał basen!
Był naprawdę piękny! Nawet w marzeniach nie wyobrażałam sobie czegoś aż tak
pięknego. Naprawdę! Ja z matką, owszem mieszkałyśmy w bogatym domu, ale był
skromniejszy od tego! Wow, naprawdę mi się podoba.
Nagle
usłyszałam jakiś niezidentyfikowany dźwięk z miejsca kierowcy, więc tam
popatrzyłam.
- Walizki… znowu – jęknął nasz ‘kierowca’ na co obie się
zaśmiałyśmy. – Tak, śmiejcie się z biednego, malutkiego, wykorzystanego i
bardzo przystojnego Carlisla- powiedział ze skruchą mężczyzna, co wywołało u
nas jeszcze większy śmiech.
Zabraliśmy
się za wypakowywanie walizek i wniesieniu ich do salonu, który był przepiękny!
Posiadał jasne panele, a na ścianach coś jakby mur i wbudowany w to kominek.
Oczywiście wiedziałam, że była to tylko tapeta. Po prawej i lewej stronie
kominka były takie jakby okienka a za nimi drewno. Wszystko komponowało się naprawdę
dobrze. Natomiast na środku salonu był postawiony stół a wokół niego dwa
czarno-białe fotele i jedna kanapa tego samego koloru. Salon był
najprawdopodobniej połączony z jakimś innym pomieszczeniem. Tak, widziałam to
ze swojego położenia i ….
- Bello! Chodź! Już wszystko wniesione! Czas żebyś obejrzała
w końcu swój pokój! – Krzyknęła Esme. Zrobiło mi się trochę głupio, że im nie
pomogłam we wnoszeniu moich cholernie ciężkich walizek.
Stwierdziłam,
że głos kobiety wydobywał się z góry, więc tam poszłam. No i tyle, że nie
wiedziałam, gdzie jestem…
- Esme, chyba się zgubiłam – powiedziałam i jednocześnie
zachichotałam. W tym samym momencie można było usłyszeć śmiech z pokoju trzy
metry dalej, więc tam weszłam i … wow.
Pokój był
piękny, a najbardziej podobał mi się balkon, który najwyraźniej z kimś
dzieliłam. ( pokój taki jak na zdjęciu, z tym wyjątkiem, że zamiast tego
dziwnego obrazu jest pusta antyrama, aby Bella mogła sobie tam coś powiesić –
dop. aut. )
I po raz
kolejny tego dnia rzuciłam się obecnym, czyli Carlislowi i Esme na szyję.
- Dziękuje kochani! Nigdy nie widziałam piękniejszego domu,
pokoju. Jejku tu jest jak w bajce – powiedział, i poczułam na policzku kilka
łez
- Bello… -zaczęła kobieta.
- Skarbie nie płacz… - dokończył za nią jej mąż
- Dobrze, dobrze już się uspokajam. – powiedziałam. Bella, musisz być twarda! Nikomu nie
pokazujesz łez! Pamiętaj o tym! – mówiła ta twardsza część mnie… I
posłuchałam jej. Wytarłam łzy chusteczką, którą podał mi Carlisle.
- Dobra. To ty się wypakuj… chyba, że chcesz abyśmy ci
pomogli- zapytała Esme
- Nie, spokojnie, poradzę sobie- puściłam do nich oczko.
- Dobrze, to my Ci nie będziemy przeszkadzać. Aha, no i
impreza zaczyna się o 20:00, więc gdzieś o 19:30 będziemy musiały wyjechać –
stwierdziła kobieta i wyszli, a Carlisle dodatkowo puścił mi oczko, na co się
uśmiechnęłam. Dobra, to teraz trzeba
rozpakować wszystko. – pomyślałam, i w tym czasie zauważyłam kolejne drzwi,
których wcześniej nie zauważyłam. Pchnęłam je i weszłam do ogromnej garderoby. Była
może z 3 razy większa od mojego pokoju! Była ogromna, nawet jak dla mnie.
Dobra, koniec z rozmarzaniem. Trzeba to wszystko wypakować.
Wybrałam
odpowiedni kod do pierwszej walizki, która jak się potem okazało zawierała
tylko i wyłącznie buty. No właśnie! Muszę niedługo się wybrać na zakupy. Może
jutro? Nie wiem, pomyśli się… Zaczęłam rozkładać buty na przygotowanych półkach,
i okazało się, że mam 26 par szpilek, 3 pary kozaków, 8 par trampek i 7 par
rzymianek! Oj, przydadzą mi się te zakupy, przydadzą.
Druga
walizka zawierała dodatki. No wiecie – kapelusze, biżuteria, torebki, apaszki,
chustki, szaliki, paski, rękawiczki… To poszło dość sprawnie.
Trzecia
walizka miała dwie przegródki. W jednej były rzeczy do łazienki, np. mydło,
szampon czy tampony, zaś w drugiej kurtki. Walizka była chyba jedna z
największych, i gdy stała w pionie sięgała mi gdzieś pod biust, więc…
Opowiadałam wam może o łazience? Nie? To chyba najwyższy czas, bo nie da się
koło niej przejść i nie otworzyć buzi na oścież. Była utrzymana w biało-szarych
i czarnych barwach. Naprawdę była śliczna!
Zaś czwarty
bagaż zawierał ogółem ubrania… na partie dolne, czyli spodnie i spódniczki. To
była naprawdę ogromna walizka!
Kolejna
walizka składała się z sukienek. Głównie krótkich. To był naprawdę maleńki
bagaż. Sięgał mi ledwo do kolan. Ojj. I znów zakupy!
Ostatnia
walizka, obejmowała, jak nietrudno się domyślić, bluzki i ogółem wszystko co
mogłam założyć na górę. Ekwipunek, że się tak wyrażę również miał dwie
przegródki. Jedną wymieniłam, zaś w drugiej była po prostu… bielizna! Ot co! No
i kilka piżam, lub raczej skrawki materiału.
Wow! Szybko
poszło. Odruchowo spojrzałam na zegar, który stał na szafce nocnej. O cholera!
Już 19:00! Za pół godziny wyjeżdżamy!
W
ekspresowym tempie wbiegłam do łazienki chwytając pierwszą lepszą sukienkę. W
łazience zauważyłam także jeszcze jedne drzwi, ale nie miałam czasu na
patrzenie, co jest po drugiej stronie. Wzięłam szybki prysznic przy okazji
myjąc moje długie brązowe włosy. Wysuszyłam się i zerknęłam na zegar. 19:10 ?!
Nawet szybko mi poszło, ale to oznacza, że na ubranie się i uczesanie mam tylko
20 minut! Jak najszybciej wysuszyłam włosy, i nie męcząc ich, postawiłam na
prostotę, czyli po prostu były loki spływające prawie, że do pasa. Założyłam
szybko materiał, którym jak się potem okazało była chabrowa mini sukienka z
koronkowym wykończeniem przy biuście. Do tego założyłam tego samego koloru
szpilki na platformach. Jeszcze delikatny makijaż - wytuszowałam lekko rzęsy i
nałożyłam pomadkę ochronną. Ludzie zawsze mi powtarzali, że przy mojej
alabastrowej karnacji nie potrzeba zbyt dużo makijażu. Zawsze szłam za tą radą.
Zerknęłam jeszcze do lustra, i mogłam śmiało powiedzieć, że wyglądałam całkiem
seksownie. Mój sporej wielkości biust idealnie prezentował się w tej sukience.
Tego także zawsze zazdrościły mi dziewczyny. Gdy one kupowały o dwa rozmiary
większe miseczki, ja mogłam śmiało powiedzieć, że i tak owe będą na mnie za
małe. Oczywiście nie były takie jak u starszych kobiet, ale jednak były pełne.
Moi byli zawsze mówili, że pod tym względem jestem idealna.
Jeszcze krótkie spojrzenie na
zegar – 19:27. Idealnie! Podbiegłam jeszcze do szafy wybierając torebkę.
Trafiła mi się akurat idealnie czarna torebka w kształcie serca. Była malutka,
więc zmieścił się tam mój telefon i portfel. Esme wspominała, że wrócę z jednym
z jej dzieci, więc mogłam spokojnie się napić i zapłacić.
- Bello! Gotowa? – krzyknął damski głos z dołu.
- Tak, tak! Już schodzę. – odkrzyknęłam i zeszłam szybko na
dół, a tam czekała Esme ubrana w zwykłe jeansy i bluzkę. Hmm ... Luźny styl.
Bardzo jej pasował.
- Wow. Bello, wyglądasz …- stwierdziła Esme lustrując mnie
od góry do dołu
- Pięknie! – dokończył za nią Carlisle. – Zgadzam się. –
Lekko zarumieniłam się na te słowa. Matka nigdy nie prawiła mi komplementów…
- Dziękuje wam… No to co Esme? Jedziemy?
- No jasne! Chodźmy. – odpowiedziała.
Wsiadłyśmy
do samochodu, a mianowicie Mercedesa SL. Jechałyśmy chwilę w ciszy, aż pierwsza
odezwała się Esme :
- Bello, to dla mnie trochę krępujące, ale muszę z tobą
porozmawiać…
- Zamieniam się w słuch.
- Bo widzisz, chodzi mi o … zabezpieczenie się…- w tej
chwili zachichotałam. Esme zerknęła na mnie zaciekawiona. Zrozumiałam, że muszę
jej teraz opowiedzieć o moim postanowieniu. Postawiłam na szczerość:
- Esme, owszem, nie jestem już dziewicą, ale przyrzekłam
sobie, że będę TO robić dopiero z osobą, w której się zakocham. Ale i tak
zawsze mam w kosmetyczce tabletki – powiedziałam i puściłam jej oczko, widząc,
że patrzy na mnie kątem oka.
- Oh, jak dobrze, przynajmniej ja mam tą rozmowę za sobą- W
tej chwili już obie chichotałyśmy. – Dobra młoda, a teraz wypad. – powiedziała
poważnie, zatrzymując się, chodź widziałam w jej oczach śmiech.
- Co… Co proszę? – zapytałam niedowierzając. Teraz to ona
się śmiała, a ja wciąż się w nią wpatrywałam.
-Myślałam, że wybierasz się na imprezę- stwierdziła i
wskazała na budynek, na którym był szyld z nazwą „Bukovis”
- Aaa, no tak, ja głupia- teraz to i ja się śmiałam. – Do
zobaczenia jutro- powiedziałam, i ucałowałam ją w policzek. Zamknęłam drzwi, a
Esme odjechała. Jeszcze przez chwilę obserwowałam auto, aż znikło za zakrętem.
Wzięłam
głęboki oddech i zaczęłam iść. Dostrzegałam te pijackie spojrzenia wlepione we
mnie, ale udawałam, że nie widzę. Szłam z pewnością siebie. Zawsze taka byłam,
no może nie zawsze, a mianowicie… przy chłopcach. Nigdy nie potrafiłam jakoś
zacząć rozmowy z płcią przeciwną. Ale gdy już on zrobił pierwszy krok, wszystko
szło gładziutko.
Pewnym
krokiem weszłam do środka. Było… ciemno i głośno. W tle leciała jakaś szybka
muzyka. Mnóstwo osób szalało teraz po parkiecie… Podeszłam do baru i usiadłam
na jednym z krzeseł. Rozglądnęłam się po barze i nagle dostrzegłam Jego. On też
na mnie patrzył. Stał przy barze z czwórką znajomych. Wyglądał tak seksownie,
że chciałam nawet złamać swoją przysięgę. Gwałtownie pozostała czwórka
spojrzała w moim kierunku. Potem na jakąś kartkę, którą trzymała jedna z osób,
a potem znów na mnie. Zaczęli iść w moim kierunku.
- Hej Bella! – powiedziała niska i szczupła brunetka o
krótko sterczących w każdą stronę włosach. Miała piwne oczy i to ona szła
na przodzie. Była ubrana w śliczną koralową sukienkę. – Może wyjdźmy bo tu
trochę głośno.
- Ok…ej – powiedziałam trochę zmieszana i wyszłam z
dyskoteki razem z piątką nieznanych mi osób. Gdy byliśmy na zewnątrz od razu
zrobiło się ciszej i spokojniej.
- To tak. Ja jestem Alice Cullen. Mów mi Alice lub Al. Jak
wolisz. Będziemy razem mieszkać! Ale super! Ależ ty ładna! Ładniejsza niż na
zdjęciu – powiedziała i wprost rzuciła się na mnie. Uściskałyśmy się mocno.
- Ja też się cieszę i dziękuję za komplement. No i
oczywiście nawzajem – powiedziałam szczerze. Naprawdę się cieszyłam. Teraz głos
zabrał chłopak, który obejmował Alice w pasie:
- Witaj Bello. Ja jestem Jasper. Mów mi Jazz lub Jasper –
jak chcesz. Jestem chłopakiem Alice.- powiedział i uściskał mnie tak, jak Alice
wcześniej. Chłopak miał blond włosy i jasnoniebieskie oczy. Był umięśniony i
ubrany w marynarkę, białą koszulę i zwykłe czarne spodnie ze sztruksu.
- Miło mi- odpowiedziałam. Jasper wycofał się do tyłu, a do
mnie podeszła śliczna długowłosa blondynka o niebieskich oczach. Zupełnie jak
Jasper. Była ode mnie trochę wyższa. Miała długie nogi. Ubrana była w białą
sukienkę, która miała dodatkowa biały pasek pod biustem. Można było przy niej
dostać kompleksów…
- Cześć Bello. Jestem Rosalie. Jakbyś mogła to mówi mi Rose,
bo Rosalie brzmi tak nudno. Siostra tego patafiana – tu wskazała na Jaspera.
Zaśmiałam się z jej żartu. Dziewczyna uśmiechnęła się, przytuliła mnie,
pocałowała w policzek i odeszła kilka kroków w tył. Na mnie natomiast rzucił
się misiowaty brunet i zamknął, że tak powiem, w misiowatym uścisku. Miał
krótkie strzyżone włosy i niebieskie oczy. Był ubrany podobnie do Jaspera.
- Siema Bells! Jestem Emmett! Chłopak Rose- powiedział
entuzjastycznie. Jeśli twierdziłam, że to Jasper jest umięśniony, to byłam w
wielkim błędzie! Ten to dopiero misiek. Był wielki i bardzo umięśniony.
Podobnie jak reszta wycofał się do tyłu, a do mnie podszedł młody bóg. Ten sam,
przez którego chciałam złamać swoje przyrzeczenie.
- Witaj Bello. Ślicznie wyglądasz. – powiedział seksownym,
przyjemnym dla uszu barytonem.- Jestem Edward. – powiedział i mocno mnie
przytulił. Po kryjomu wciągałam jego zapach. Mmm cudowna woda kolońska lub
dezodorant. Był wysoki, wyższy od Jaspera i niewiele niższy od Emm’a. Był
umięśniony, ale nie tak jak Emmett, jednak bardziej od Jaspera. Zupełnie jak
przy wzroście. Ubrany był w zwykłe jeansy i białą koszulę z podwiniętymi
rękawami. Miał śliczne miedziane włosy i boskie zielone oczy. No i pełne usta,
które można całować i pieścić do woli… Bello!
Do cholery uspokój się! Chcesz go zgwałcić przed klubem?! – mówił rozsądek.
Eh, co racja to racja. Delikatnie go od siebie odsunęłam. Chłopak stanął prosto
i spojrzał mi prosto w oczy i uśmiechnęłam się. Odwzajemnił ten uśmiech,
nachylił się i ucałował mnie w policzek.
- Miło mi was w końcu poznać! Nie spodziewałam się, że tak
ciepło mnie przyjmiecie. Naprawdę cudownie jest spotkać takich ludzi jak wy. –
powiedziałam i uśmiechnęłam się do piątki ludzi. Każdy odwzajemnił.
- Grupowy uścisk!!! – krzyknął Emm. Wszyscy przyciągnęli
mnie do siebie i jakimś cudownym sposobem mocno, wszyscy się uściskaliśmy. Trochę
jeszcze porozmawialiśmy i w ogóle. Dowiedziałam się, że coś musiałam przekręcić
i państwo Cullen nie mają trójki adoptowanych dzieci, lecz całą piątkę. Czyli
wszyscy są tutaj. To świetnie, bo wydaję mi się, że są to bardzo sympatyczni
ludzie.
- Idziemy potańczyć? – spytałam po 5 minutach naszej
króciutkiej rozmowy
- Taak – krzyknęli wszyscy na co się zaśmialiśmy.
Weszliśmy z
powrotem do klubu i od razu poszliśmy na parkiet, akurat kończył się szybki
kawałek, a w sumie to zostało go jeszcze 3 sekundy, więc jak tylko doszliśmy to
zaczęła się wolna piosenka, a DJ przemówił :
- No panowie! Czas na coś wolnego! Bierzcie w obroty tą
drugą osobę i przyciągnijcie ją blisko. Bardzo blisko – miałam wrażenie, że
zabrzmiało to dwuznacznie…
- Zatańczysz? – zapytał cichy baryton tuż przy moim uchu.
Właścicielem tego głosu był mój współlokator.
- No jasne! – odpowiedziałam miedzianowłosemu, a ten porwał
mnie w ramiona i położył swoje dłonie na mojej talii, a ja własne na jego szyi.
Byliśmy bardzo blisko siebie. Powoli tańczyliśmy nigdzie nam się nie spiesząc.
Bardzo mi się podobał ten bliski kontakt z Edwardem. Przetańczyliśmy może z
cztery takie powolne piosenki, aż Eddy spytał:
- Napijemy się?
- Yhym – tylko tyle
zdołałam wykrztusić od siebie, wciąż odurzona tymi zmysłowymi tańcami.
Nasi
przyjaciele, bo tak ich chyba mogę nazwać, czyż nie? Ale mniejsza o to. Otóż
oni wciąż tańczyli. My zwierzaliśmy ku barowi.
- Co bierzemy? – zapytał zielonooki.
- Picie? – odpowiedziałam pytaniem, na co chłopak zaśmiał
się odrzucając seksownie głowę w tył.
- To wiem. Ale jakie?
- Mocne?
- Okej… - powiedział chichocząc.- No to poproszę jedną Colę
i jedną Martin* - oznajmił znudzonemu barmanowi, któremu najprawdopodobniej była
obojętna praca. Miał ciemne blond włosy i niebieskie oczy. Włosy były
przylizane. Był niewiele starszy od nas… a właśnie! Muszę się zapytać Cullenów
ile mają lat. Postanowiłam jednak podenerwować barmana i gdy chciał odejść usłyszał :
- Ale … może jednak wezmę Cole… a może jednak drinka… albo
może piwo… ooo a może wino… -
rozmyślałam na głos.
- To co kurwa w końcu?! – krzyknął już delikatnie wkurwiony
barman. Oj , na Belle się nie krzyczy…
- Nie drzyj się kurwa na nią ! Jak będzie chciała coś
zamówić to cię o tym poinformuje. Jakiś jebany chuj nie będzie jej mówił co ma robić!
– krzyknął … Edward. Jaki cudowny koleś… Wstawił się za mną. Blondasek
popatrzył na niego z pod byka i chwycił go za koszule i uderzył. Eddy upadł.
- Słuchaj! To ja tu jestem barmanem, więc … - postanowiłam to
przerwać. Wyciągnęłam z torebki telefon i wybrałam numer „911”
- Dzień Dobry. Nazywam się Isabella Swan. Jestem z Miami w
klubie Bukovis, mamy tu pewnego awanturującego się kelnera, który właśnie
uderzył mojego przyjaciela. Czy moglibyście coś z tym zrobić?
- Oczywiście panno Swan! Jesteśmy w pobliżu więc będziemy za
kilka chwil. – odpowiedział policjant.
- Dobrze, dziękuję. Jesteśmy koło baru. – orzekłam do
słuchawki i rozłączyłam się. Podeszłam do Ed’a, który właśnie podnosił się z
podłogi. Klękłam i wytłumaczyłam mu, aby nie pobił się, bo zaraz będzie tu
policja. Zgodził się. Chłopak objął mnie ramieniem i spojrzał na drzwi,
zrobiłam to samo. W drzwiach stała dwójka policjantów. Podeszli do nas. Nikt
nawet nie zwrócił na to uwagi, no może prócz barmana, który patrzył na to z
przerażeniem.
- Witam. Jestem sierżant Karson, a to Martlin. Czy jest tu
Isabella Swan? – zapytał jeden z nich.
- Tak, to ja. Proszę coś zrobić z tym panem, to podchodzi
pod próbę pobicia! – powiedział, klękając wciąż przy Edwardzie.
- Ale ja nic nie zrobiłem! Ta pani jest pijana! – zaoponował
barman.
- Jestem trzeźwa baranie! Jeśli państwo mi nie wierzycie, to
w barze są kamery! – powiedziałam wskazując jedną z nich, która była przypięta
nad barem, i był z niej idealny widok na
wcześniejszą sytuację…
- Isabella ma rację! Poza tym za próbę pobicia grozi do
dwóch miesięcy więzienia, i ma pan pewne, że już dziś straci pan pracę. –
krzyknął inny mężczyzna, który wyszedł zza innych drzwi, na których widniała
tabliczka „Właściciel”
- Eh… Ale ona… No dobra … - jąkał się na przegranej pozycji
niedoszły barman.
Policja
zabrała faceta skutego już w kajdanki do wozu policyjnego zabierając wcześniej
nagrania. A ja zwróciłam się do Edwarda, który uśmiechał się do mnie
serdecznie:
- Dziękuję, że się za mną
wstawiłeś.
- Nie masz za co dziękować –
oznajmił. – ale jakaś mała nagroda mi się należy, czyż nie? - dokończył i wskazał na policzek.
Zrozumiałam i dostał buziaka we wskazane przez niego miejsce. – mmm . Dziękuję.
- Możemy już wracać do domu?
Wkurzył mnie ten barmanek jebany. – wyszeptałam mu do ucha jak już wstaliśmy.
- Jasne, tylko ich poinformujmy –
odszeptał i wskazał na dwie całujące się pary na parkiecie. Pokiwałam głową i
podeszliśmy do naszych przyjaciół. – Ty powiedz Al i Jazzowi a ja powiem Emmowi
i Rose – oznajmił.
- Przepraszam…- powiedziałam, a
oni nic. Żadnego kontaktu ze światem. – EKHEM – wykrzyknęłam. No w końcu się
opanowali! – My z Edwardem wracamy do domu. Jedziecie?
- No pewnie- wykrzyknęli razem na
co się zaśmialiśmy.
Rose
i Emm także się zgodzili więc właśnie wsiadaliśmy do auta, które należało do
każdego jak się potem dowiedziałam. Jazda minęła nam na tłumaczeniu całego
zajścia przy barze.
- Trzeba było mnie zawołać! Ja
bym się tym zajął- zarechotał kierowca, czyli Emmett, na co się zaśmialiśmy.
Obok
Emma, na miejscu pasażera siedziała Rose. Z tyłu było tak mało miejsca, że ja
musiałam siąść Edwardowi na kolanach. Żadne z nas nie protestowało. Ja gdzież
bym śmiała. Siedziałam bokiem do jego klatki piersiowej Edwarda, a ręce
chłopaka robiły za pasy, ponieważ oplatały moją talie i były złączone na moim
boku. Moja głowa spoczywała na jego
prawym ramieniu. Ogółem jechaliśmy za pasażerem, czyli po prawej stronie, za to
Al siedziała Jazzowi między nogami i bawiła się jego palcami, które oplatały
jej drobne ciało.
- Co będziemy robić w domu? –
zapytałam cicho.
- Będziemy… grać w butelkę! –
wykrzyknęła entuzjastycznie Alice.
- Ok…ej – zgodziłam się. Całkiem
fajny pomysł. Poznamy się lepiej.
Oczy
już mi się powoli kleiły, więc z niecierpliwości zapytałam:
- Daleko jeszcze?
- Nawet nie przejechaliśmy 1/5
drogi, i jeszcze jedziemy po pizze, więc jeszcze jakieś 3 godziny.-
Odpowiedziała Rose.
- Jeśli chcesz to śpij. Obudzę
cię jak będziemy na miejscu- szepnął mi do ucha Edward.
- Dzięki. – odszepnęłam. Ułożyłam
się trochę wygodniej i przymknęłam oczy aby zaraz znaleźć się w krainie
Morfeusza.
Perspektywa Edwarda :
Na
początku byłem przeciwny, aby ta dziewczyna u nas zamieszkała. Przecież było
nam dobrze w siedmiu. Ale gdy ją poznałem… Co za dziewczyna! Piękna, mądra i
zabawna. Ideał. Jeszcze miała na sobie tą seksowną kreację, dzięki której
chciałem się na nią po prostu rzucić. A teraz spokojnie śpi sobie na moim
ramieniu. Moja ręka wodzi po jej biodrze. Nikt nawet tego nie zauważył. Taka
śliczna… taka słodka… Cullen! Opanuj się
do cholery! …
Moje rozmyślania przerwał damski
głos:
- Edwardzie, jesteśmy pod
pizzerią, kupisz ? – Zapytała Alice wpatrująca się w palce Jaspera. Ciekawe,
czy wie, że Bella śpi mi na kolanach. Poza tym mogłaby być ciszej! Ona się może
obudzić! Niech dołączy do Rose i Emma, oni już poszli!
- Ciszej! Ona śpi – szepnąłem.
Dziewczyna zaskoczona spojrzała na mojego aniołka. Aniołka? Cullen! I ty jesteś facet? – powiedział wkurzający głosik w
mojej głowie. – Sama idź. Rose, Emm i Jazz już poszli, więc... paa – poleciłem Alice.
Dziewczyna
z jękiem wyszła z auto i starając się cicho zamknąć auto, obudziła Bells.
- Mmm , ile spałam – zapytała
sennie wciąż nie otwierając oczu.
- Jakieś dwie godziny. –
odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
- Wyspałam się – stwierdziła. –
Gdzie reszta? – zapytała rozglądając się po aucie.
- W pizzerii – skwitowałem
wskazując ręką budynek z szyldem „ Pizza”.
- Aha… jesteśmy sami… -
powiedziała i zagryzła wargę.
- No… - nie dokończyłem bo w tej
samej chwili dziewczyna mnie… pocałowała. Mmm… jakie ona ma cudowne usta. Jak
najbardziej chętny oddawałam pocałunki. Po kilku chwilach usłyszeliśmy, że
drzwi pizzerii otwierają się i słychać śmiechy naszych przyjaciół. Od razu się
od siebie odkleiliśmy, i zamglonymi spojrzeniami zerknęliśmy na przyjaciół
którzy nie zawracali sobie nami głowę i po prostu się śmiali.
- Niech to zostanie na razie
między nami. – szepnęła mi do ucha Bells.
- Ok…ej – odszepnąłem. Dziewczyna
ułożyła się w poprzedniej pozycji, tak jakby wciąż spała, i zamknęła oczy.
Rozumiałem,
że
mamy ukrywać na razie nasz pocałunek. To nie był mój pierwszy
pocałunek, bo
miałem mnóstwo dziewczyn przed Bellą. Gziłem się z nimi i je rzucałem. Z
Bellą
nigdy bym czegoś takiego nie zrobił…To znaczy, w sensie, że nie
zostawiłbym jej po jednej nocy. jest wyjątkowa, i taka ... piękna!
Martin* - Drink wymyślony przeze mnie. Najmocniejszy w całym Bukovis.
Bardzo fajnie :)
OdpowiedzUsuńDopiero co znalazłam Twojego bloga,będę wchodzić częściej :)
the-cullen-history.blogspot.com