Rozmyślając nad swoim życiem nagle usłyszałam głos stewardesy mówiącej coś w
innym, nieznanym mi języku. W końcu zaczęła mówić po angielsku :
-
Proszę zapiąć pasy. Przystępujemy do lądowania. Dziękuję za wspólny lot i życzę
miłego dnia.
Gdy usłyszałam słowo „lądować” od razu zaczęłam majstrować
przy pasach, aby je zapiąć. Stewardesy chodziły między siedzeniami i
sprawdzały, czy aby na pewno wykonujemy ich polecenie. Do mnie podeszła wysoka
blondynka. Miała mnóstwo tapety na twarzy. Pewnie jakby ktoś ją uderzył w
policzek to z drugiego zacząłby się sypać tynk. Kąciki ust podniosły się do
góry próbując ukryć to, że mam ochotę wybuchnąć śmiechem. Dziewczyna zmierzyła
mnie wzrokiem, zrobiła minę która mówiła „I tak jestem ładniejsza” i odeszła.
Po kilku minutach, które zdawały się być wiecznością wysiadłam w końcu z
samolotu, i skierowałam się do wyjścia. Tam miałam czekać na niejaką Jessice
Stanley, córkę przyjaciółki matki.
-
Isabella! Isabella! – Wołał damski głos. Odwróciłam się w stronę dźwięku.-
Cześć, jestem Jessica, miałam po ciebie przyjechać, kojarzysz? –
Powiedziała blondynka idąca w moim kierunku. Była wyższa ode mnie. Jak wyżej
wspomniałam, miała blond włosy sięgające do łopatek i niebieskie oczy. Co można
powiedzieć o ubiorze? Miała na sobie czarną, lateksową minispódniczkę, do tego
czarne rajtki, a także różową bluzkę, która zasłaniała jedynie jej biust, a
brzuch był odkryty. Dziewczyna w końcu do mnie doszła na swoich
dziesięciocentymetrowych szpilkach, oczywiście pod kolor bluzki.
-
Tak, tak jasne, że pamiętam – odpowiedziałam – a tak w ogóle, to mów mi Bella,
dobrze?
-
No ba ! – zaśmiała się Jessica, a ja jej zawtórowałam. Mocniejszy podmuch
wiatru na lotnisku w Seattle sprawił, że zadrżałam – Może już chodźmy do
samochodu? Zaparkowałam niedaleko – powiedziała zmartwiona widząc, że zaczynam
szczękać zębami.
-
To chyba będzie dobry pomysł.
Blondynka zabrała moje trzy walizki, ja zabrałam tyle samo i do tego gitarę w
pokrowcu. Sama nie wiem jak doszłyśmy z tym do samochodu, ale jakoś się udało.
Jej samochód to zardzewiały Ford Escort. Wsiadłam, tak jak dziewczyna. Zapięłam
pasy – ona też, i ruszyłyśmy, a wtedy zaczęła rozmowę :
-
Bello…- zaczęła blondyna- Bo wiesz, ja wiem… że ty … dopiero po pogrzebie
jesteś… ale tak się … zastanawiam… - powiedziała jąkając się, wzięła głęboki
oddech i dokończyła – zastanawiam się, kiedy pójdziesz do szkoły.
-
No wiesz, dziś jest osiemnasty sierpnia. Rozpoczęcie za dwa tygodnie. Uważam,
że będę chodzić od samego początku- powiedziałam zgodnie z prawdą
-
Ach, no to super! Poznasz mojego chłopaka… A jeśli mowa, o chłopcach… Bello?
Masz kogoś?
-
Nie, jestem singielką od kilku dni, zerwałam z kolesiem kilka dni temu. Dupek
mnie zdradzał. – powiedziałam z nutką irytacji w głosie.
-
Przykro mi. – powiedziała trochę zawstydzona.
-
Och, a mi nie! Przynajmniej się od niego uwolniłam. Już dawno chciałam z nim
zerwać ale nie miałam odwagi mu tego powiedzieć w twarz, a jak się
dowiedziałam, że mnie zdradza to przynajmniej miałam jakiś powód!
-
Rozumiem – powiedziała nie odrywając wzroku od drogi.
Oczywiście pytała, jak się czuję po stracie matki. Uhh, a myślałam, że tego
uniknę. Po 20 minutach drogi mój kierowca oznajmił mi, że dojechałyśmy. Dom był
mały. Miał jedno piętro, i był cały biały. Raczej wyglądał na stary. Niewielki
ogródek był zadbany- posadzone były tam różnorodne kwiaty.
Razem z Jessicą wzięłyśmy po jednej walizce, ponieważ z pomocą przyszło nam
trzech sąsiadów dziewczyny. Ja do tego zabrałam ze sobą gitarę. Wnieśliśmy
wszystko do jasnego pomieszczenia. Po analizie wiedziałam, że był koloru
niebieskiego. Pod ścianą były dwa pojedyncze łóżka z białą pościelą. Z drugiej
strony było biurko, na nim komputer, raczej nie był najnowszy – na szczęście
wzięłam ze sobą laptopa.
Po 5 godzinach robiłam całkiem sporo i całkiem szybko - przywitałam się z panią
Judith Stanley – matką Jessicy i jej ojczymem – Ralphem, rozpakowałam jedną
walizkę. I aktualnie leżę na łóżku i rozmyślam.
A więc : Mam na imię Isabella Marie Swan, mam ciemne, falowane, długie do pasa
włosy, czekoladowe oczy. Mam 16 lat. Jestem niska jak na swój wiek, ponieważ
mierzę sobie tylko 164 cm.
, ponadto dziewczyny w Phoenix zawsze zazdrościły mi, że tak powiem ciała. One
też chciały mieć taki wyrzeźbiony brzuch, wcięcie w talii i odpowiednią wagę –
moja to akurat 52 kg.
Tak, wiem to ponieważ same kiedyś mi to powiedziały w szatni, przed wf-em.
Moje życie ogółem było dziwne. A więc moja nierozważna matka pierwszy raz
przeżyła w wieku czternastu lat! Kiedy skończyła dwadzieścia jeden lat okazało
się, że jest w ciąży z Charlim, bo tak właśnie miał na imię aktualny kochanek
Renee, którego znała raptem 3 dni, uciekł do innego kraju. Z tego co mi wiadomo
to podobno do Europy. Matka nigdy nie zawracała sobie mną głowę. Od szóstej
rano do dziewiętnastej pracowała w banku, więc nigdy mi nic nie brakowało. Od
19:10 do 20:00 była w domu, a potem imprezowała do rana. Poza tym nawet, jeśli
widziałyśmy się ten cholerne 50 minut, to nie zwracała na mnie uwagi, ale
pamiętam dzień który utkwił mi w głowie … :
„-
Mamusiu… – zaczyna nieśmiało trzynastolatka wchodząc do łazienki, gdzie jej
matka stroiła się na kolejną imprezę – dlaczego tak mnie traktujesz?
-
Dlaczego!? Zniszczyłaś mi związek szmato! Nic dla mnie nie znaczysz!
Rozumiesz?! NIC! Czułam, że Charlie to ten jedyny, aż tu nagle wpadasz ty, i
co?- przerwała na chwilę trzydziestoczteroletnia- No właśnie! Nic! On ze mną
zerwał i wyjechał! I to wszystko przez Ciebie! Rozumiesz? – powiedziała i
wstała, powoli podchodząc do przestraszonej dziewczynki – Mogło by Cię nawet tu
nie być – powiedziała ciszej, niby to do siebie, ale na tyle głośno, aby
dziecko zrozumiało, i … uderzyła ją w twarz, raz, dwa, a nawet trzeci raz – a
teraz możesz już wypierdalać z łazienki i dać mi spokój! – krzyknęła za
uciekającą, płaczącą trzynastolatką”
Wcale mi nie jest żal, że umarła, jej po prostu nigdy nie było przy mnie.
Jedyne osoby, które się mną zajmowały to były opiekunki i sprzątaczki. I to
miała być matka? Ja się do cholery pytam! Taka jest matka ?!
Oczywiście po dokładnych sprawdzeniu zwłok mojej matki okazało się, że zaćpała
się na śmierć. Oczywiście do tego wszystkiego doszedł alkohol. A więc ?
Jeśli chodzi o rozmowę z Jessicą o chłopakach, to w sumie miałam ich czterech.
Moim pierwszym był Arthur. Poznaliśmy się w wieku 14 lat na dyskotece szkolnej
na początku roku szkolnego, w II klasie gimnazjum. Chodziłam z nim dwa
miesiące. Zerwałam z nim, ponieważ chłopak dla mnie nie miał nigdy czasu. A
poza tym byłam zauroczona innym chłopakiem – Austinem. Byliśmy ze sobą jakieś
pięć miesięcy, ponieważ on twierdził, że wyjeżdża wraz z ojcem do Austrii.
Prawda była zupełnie inna. Otóż Austin poznał inną dziewczynę, w tamtym czasie
moją znajomą – Roxane! Chłopak grał na dwa fronty! Trzecim chłopakiem był
Lewis. Był skatem. To z nim przeżyłam swój pierwszy razem. Oczywiście się
zabezpieczaliśmy (xdd). Tyle, że jego wielką miłością życia była deskorolka. I
zerwał przez to ze mną! Przez pół roku byłam sama. Nie chciałam być z nikim
przez ten czas, chociaż dużo facetów chciało być ze mną! W końcu po pewnym
czasie zaczęłam się umawiać z Henrym. Nie nalegał na seks. Ale i tak to zrobiliśmy
po czterech miesiącach naszej znajomości. Dwa tygodnie po naszym razie na
poczcie e-mail dostałam list następującej treści :
Bello!
Wiem, że mnie nie znasz. Chcę tylko przekazać, że Twój
chłopak Cię zdradza! Wiem, że na pewno mi nie uwierzysz, dlatego przyjdź
dwudziestego lipca do parku, koło mostu na Bellgrand! Bądź o 18.00
Pozdrawiam!
Oczywiście,
był on anonimowy. Nie wierzyłam w te brednie, ale i tak szłam w tamtym dniu
koło tej ulicy załatwić pewną sprawę, nawet nie pamiętam jaką…
A więc byłam kulturalnie schowana za krzakami i obserwowałam mojego chłopaka
który chodził zamyślony we wspomnianym wyżej miejscu, tak jakby na kogoś
czekał… Dziwne …
I nagle uśmiechnął się i… przyciągnął tlenioną rudowłosą dziewczynę do siebie i
pocałował. O nie! Ze mną się, tak kochany nie pogrywa! Podeszłam do niego,
odsunęłam od rudej i przyłożyłam mu z całej siły w policzek, a ten się
tylko śmiał, a więc kopnęłam go w krocze, a ten się zgiął. Krzyknęłam mu tylko,
że trzeba było mi powiedzieć, a nie od razu zdradzać, i odeszłam. Kątem oka
dostrzegłam, że gdy chłopak w końcu się wyprostował a dziewczyna przyłożyła mu
w policzek. Widocznie sama też o tym nie wiedziała…
Po tym zdarzeniu postanowiłam, że do łóżka pójdę dopiero z facetem, którego
będę naprawdę kochać. Nie wiem czy to kiedykolwiek się wydarzy… Mam taką
nadzieję.
A co dzieje się teraz? A więc po śmierci matki na trzy dni wprowadzam się, lub
raczej pomieszkuję u pani Judith Stanley- przyjaciółki matki z podstawówki.
Dlaczego tylko na trzy doby? Ponieważ za tyle czasu wraca z gór, siostra Renee-
Esme, którą widziałam jak miałam raptem siedem lub osiem lat. Z tego co wiem,
to jest bezpłodna, dlatego razem ze swym mężem Carlislem postanowiła adoptować
trójkę rodzeństwa. Nie pamiętam jak mieli na imię. A co ja mam z tym wszystkim
wspólnego? Po prostu to moja jedyna rodzina, a Esme, lub kobieta o złotym
sercu- jak kto woli, nie pozwoliłaby mi się tułać po domach dzieci. Złota
kobieta! Już nie mogę się doczekać kiedy ją spotkam. Oczywiście mogłabym
mieszkać sama, ponieważ nie jestem biedna, a wręcz przeciwnie, ponieważ mama
miała naprawdę dużo pieniędzy na koncie. Mogłabym mówić nawet o milionach… Ale
niestety nie jestem pełnoletnia…
Pierwszego dnia Jessica pokazywała mi miasto. Nie było co za dużo zwiedzać. Ale
już po jednym dniu chciałam wracać. Czemu? Bardzo prosta odpowiedź. Dziewczyna
masakrycznie chrapie! Serio! Nie da się spać!
Drugiego siedziałyśmy z Jessicą w domu, ponieważ padał grad. Dziewczyna nawet
nie starała się ukryć, że za mną nie przepada…
Ochh ! Nareszcie trzeci dzień! Za kilka chwil przyjedzie po mnie Esme!
- pomyślałam i zauważyłam, że na podjazd wjeżdża czarny Jeep Compass. Chyba wiedzieli, że mam dużo
bagażu. Heh. A po chwili zauważyłam dwie sylwetki wyłaniające się z auta…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz