czwartek, 23 sierpnia 2012

Rozdział VII - Zostało jej najwyżej 5 minut życia

Perspektywa Edwarda :

- Stary… Nie zadręczaj się tak tym… Bella jest silna – powiedział Emmett na odchodne gdy już wysiadaliśmy z samochodu. Postanowiłem, że chwilę odpocznę i wrócę do szpitala. Nie mógłbym jej tam zostawić samej. Nie teraz – wtedy gdy najbardziej ona potrzebuje bliskich.
- Alice, spakuj jej rzeczy – orzekłem, gdy już weszliśmy do salonu, do siedzącej na kanapie, zamyślonej Alice. Dziewczyna nic nie mówiąc ruszyła do pokoju poszkodowanej. – Za chwilę jadę.
            Oni, moi przyjaciele nic nie mówili tylko pokiwali głowami. Rozumieli, że potrzebuje teraz samotności a nie pocieszenia. No bo co mieli niby powiedzieć ? Będzie dobrze ? A skąd mieli to wiedzieć ? No właśnie.
            Jadąc do niej byłem pełen obaw. Czy operacja przebiegła pomyślnie? Choć pewnie jeszcze skończyli… Trudno. Chcę wesprzeć ją chociaż duchowo. Jak to dziwnie zabrzmiało.
            Gdy podjechałem już pod szpital stanął mi przed oczami obraz moich rodziców przed ich śmiercią w szpitalu…
Retrospekcja
Dziewięcioletni chłopczyk w towarzystwie swej prababki wchodzą do szpitala. Zielonooki dziewięciolatek nerwowo rozgląda się wszędzie. Miał złe przeczucia. Razem ze starszą kobietą wsiedli do windy trzymając się za ręce.
- Bababciu – zaczął chłopczyk. Kobieta uśmiechnęła się na to jak do niej powiedział. Lubiła gdy tak mówił i mimo swego wieku pamiętała nawet dlaczego – powiedział to po raz pierwszy mając zaledwie trzy latka i to dlatego że nie potrafił wymówić słowa ‘prababcia’ i tak zostało…
– Dlaczego my tu jesteśmy ? – zapytał. Kobieta spoważniała i pomimo bólu w krzyżu uklękła przed nim.
- Skarbie…Mamusia i tatuś mieli wypadek – orzekła kobieta patrząc w jego duże, zielone i przestraszone oczy. – Ale spokojnie … wyjdą z tego – powiedziała niezbyt pewnym głosem.
            Dalej wjeżdżali na dwunaste piętro w ciszy. Mały Edi wpatrując się w swoje stopy zastanawiał się. Nie… to byłoby niedomówienie ! Starał się zająć czymś myśli aby tylko nie myśleć o swych rodzicach. Nie chciał się rozpłakać. Nie chciał pokazywać że jest słaby, ale niestety… jedna jedyna łezka popłynęła po jego delikatnym i bladym policzku. Kobieta stojąca obok niego nie mogła jej dostrzec – ona modliła się za swoją córkę i swojego zięcia. Poza nimi i małym Edwardem nie został jej już nikt na świecie. Tak bardzo się o nich bała, mimo iż wiedziała, że Edward Sr znęca się nad Elizabeth i tak dalej traktowała go jak syna.
            Edward wiedział o tym że jego tata bije mamę, ale myślał że tak właśnie musi być…
            Po wietrzności w końcu wjechali na odpowiednie piętro i weszli krok w krok do odpowiedniej sali.
- Pani Laurence Stern ? – zapytał mężczyzna mający na oko 40 lat. Dziewięciolatek niestety nic nie widział ponieważ uniemożliwił mu to doktor stojący przed nim. – Matka Edwarda i Elizabeth Masen ? – dopytywał. Kobieta skinęła tylko głową. – Pani Stern… Kobieta… - zatrzymała się. -  zostało jej najwyżej 5 minut życia. Mężczyźnie nie wiele więcej. Przykro mi ale przypadek był zbyt poważny, aby z nim cokolwiek robić i … - nie dokończył bo kobieta zaczęła upadać. W ostatniej chwili lekarz ją złapał i zawołał kilka pielęgniarek które przybiegły z noszami. Dla chłopca liczył się tylko widok, który odsłonił mu lekarz ratując jego Bababcie, a mianowicie : jego rodzice. Dwa łóżka na którym leżało małżeństwo zostały połączone na prośbę kochanków. Para małżeńska trzymała się za dłonie i spoglądała na małego chłopca w drzwiach. Oni wiedzieli już że to ich ostatnie spotkanie. Nie chcieli go zostawiać samego. Był za młody aby żyć bez obojga rodziców…
- Synku podejdź – powiedziała kobieta o rdzawo-brązowych włosach i brązowych oczach. Chłopczyk spojrzał na ojca. Po raz pierwszy widział taką minę. Był … wzruszony. Zniknęły wszystkie wyostrzone rysy i twardy wyraz twarzy. Teraz zarysowania były delikatniejsze a między brwiami pojawiła się zmarszczka. Mężczyzna grubo po czterdziestce martwił się ! On! Twarda skała i głowa rodziny! Ten, który jeszcze raptem dwadzieścia cztery godziny temu bił swą rodzinę. Rodzinę, która właśnie w tym momencie się rozpada. Dopiero teraz zrozumiał, że robił źle, że nie powinien znęcać się nad swą małą familią. Ale było już za późno na naprawianie błędów. Najbardziej jednak martwił się tym, że jego dziewięcioletni synek go takim zapamięta – nie, że był dobrym ojcem lecz twardym tyranem. To go najbardziej martwiło. Swe zmartwienia miał zabrać ze sobą do grobu …
Chłopczyk niepewnie podszedł do łóżek ciężkochorych. Matka wyciągnęła ku niemu tylko swą kruchą dłoń, ponieważ była za słaba aby wziąć syna w ramiona.
            Potomek niezdarnie wdrapał się na łóżko. Dorośli, mimo swojego stanu przytulili go mocno i zastygli w tej pozycji na około dwadzieścia sekund. Tworzyli przepiękny obrazek szczęśliwej rodziny. To dlaczego Bóg postanowił im to odebrać? Dlaczego ot tak postanowił osierocić bezbronnego chłopca ? Za jakie grzechy? Za jakie błędy ?
- Skarbie… -zaczęła kobieta – ty wiesz, prawda ? – zapytała. Dziewięciolatek niepewnie przytaknął. Matka westchnęła. – chcę tylko, abyś wiedział, że bardzo Cię kochamy i będziemy z tobą tylko, że o … o tu – położyła swoją delikatną dłoń na jego klatce piersiowej – w miejscu gdzie znajduję się jego serce. Chłopcu znów sączyła się kropla po policzku. Kobieta starła ją swym palcem. Nagle na jej aparaturze coś zaczęło niemiłosiernie głośno pikać. Dziewięcioletni spłoszył się i uciekł w ramiona swego ojca. Obaj ze łzami w oczach patrzyli jak ich jedyna, najważniejsza kobieta w życiu właśnie odchodzi na tamten świat.
- Młody… Już czas na mnie. Chciałbym ci powiedzieć jedno… Nie popełniaj moich błędów. I niech liczy się dla ciebie jedno ! Rodzina w życiu jest najważniejsza! Dbaj o swoją przyszłą… - nie skończył bo i na jego aparaturze powtórzył się znienawidzony dźwięk przez chłopca. Dźwięk który odebrał mu dwie najważniejsze osoby w życiu.
           
            Zaaferowane pielęgniarki wbiegły do sali i przykryli białą płachtą obojga rodziców.
            Trzy dni później odbył się pogrzeb. Wszyscy pogrążeni byli w smutku – ale nikt nie wiedział jak czuł się mały Edi. Nikt! Na stypie Bababcia Laurence dostała zawału. Reanimacja jednak przyszła za późno. I tak oto w ciągu niecałego tygodnia mały Edi został osierocony – trafił do domu dziecka. W ten sam dzień i w tym samym budynku była tam Esme Cullen która dostrzegła go od razu – małego chłopca zwiniętego w kulkę w kącie pod ścianą… Ale był dzielny – nie płakał. Już w szpitalu sobie to obiecał – że były to jego ostatnie łzy…
Koniec retrospekcji
            Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że siedzę w tym samochodzie już od dwóch godzin… Wysiadłem, a raczej wyleciałem z niego jak z procy i skierowałem się do odpowiedniej sali. Nie było tam brunetki. Czy to znaczyło, że ona… Nie ! To nie możliwe ! Jest zbyt silna aby się teraz poddała !
- Przepraszam… Co pan tu robi? – spytała pielęgniarka stojąca obok mnie. Nawet jej nie zauważyłem! Wpatrywałem się tępo w plakietkę na drzwiach „Sala operacyjna nr 6” a na górze zielony napis „OTWARTE”
- Co się stało z pacjentką z tej sali ? – zapytałem przerażony.
- Kim pan jest ? – zażądała podejrzliwie
- Przyjacielem… - odpowiedziałem spokojnie mimo że w środku cały się gotowałem.
- A więc panna… Isabella Swan, tak ? – zapytała przeglądając jakieś kartki w zeszycie.
- Zgadza się. Przywieziono ją do tej Sali jakieś … 5 godzin temu !
- Aaa no tak! Dziewczyna jest w dobrym stanie! Silna! Pierwszy taki okaz w tym miesiącu! Jest jeszcze nie przytomna ale myślę że to tylko kwestia czasu. – pochwaliła.
- Które piętro?
- Dwunaste. – odpowiedziała. Zamarłem. Oczy rozszerzyły mi się w szoku. – Dobrze się pan czuje ? Może wezwać lekarza? – dopytywała zmartwiona.
- Nie, nie dziękuje. Poradzę sobie – odpowiedziałem mając przed oczami obraz moich rodziców w sali na DWUNASTYM piętrze. – A które drzwi ?
- Sala numer 314.
- Leży tam sama ?
- Nie, to oddział młodzieżowy*. Z tego co pamiętam przebywa tam także dziewiętnastoletnia Elisa i czternastoletnia Sharon.
- Dziękuje. Do zobaczenia.
- Do widzenia , do widzenia.
            Ruszyłem ku windom. „Dziewczyna jest w dobrym stanie. Silna!” – przypomniałem sobie słowa pielęgniarki. Słowa, które sprawiły, że nagle z dna otchłani znalazłem się w raju! Boże, Edwardzie gadasz jak w jakimś melodramacie! Ogarnij się człowieku! – zbeształem się w myślach. Oczywiście odtańczyłem w windzie durnowaty taniec zwycięstwa i na szczęście (dla mojej psychiki) winda dojechała, o czym poinformował mnie kobiecy głos wydobywający się z głośnika. Gdy zerknąłem w tamtą stronę zauważyłem także kamerę! Byłem cały czas nagrywany! Ale ze mnie idiota, nie ma co. Ludzie po drugiej stronie mieli ze mnie pewnie niezły polew… Okej. Jak z procy wyleciałem z windy nie żegnając się z kamerą i skierowałem się do odpowiedniej sali. Po krótkim spacerku obdarowany tysiącem tęsknymi spojrzeniami przez płeć piękną i tylu samym spojrzeniom tyle że zazdrosnym, którymi obdarowywali mnie faceci. Okej! Nie wszyscy! Jeden puścił mi oczko i oblizał usta! Fuuuuj! I w tym momencie zadzwonił telefon. Dzięki Bogu!
- Halo ? – rzuciłem, kiedy wcisnąłem zieloną słuchawkę.
- Cześć Edwardzie – w słuchawce rozbrzmiał damski głos…. Esme! O kurwa! O tym nie pomyślałem. Raptownie się zatrzymałem.
- Cześć ? Co jest ?
- Bo widzisz nie mogę się dodzwonić do Belli a dawno nie rozmawiałyśmy. Jest może gdzieś koło ciebie ?
- Yyy Esme… bo … Yyy … widzisz jest taka … Yyy sprawa – wydusiłem w końcu po wieczności.
- Co się stało ? Kac ? W szufladzie w kuchni są tabletki z magnezem i aspiryną. Co innego ? MATKO ! Chyba nie jesteście w areszcie ? Prawda, synku ? – wrzeszczała do telefonu.
- Nie… mamo. Nie mamy kaca ani nie jesteśmy w areszcie. Bella nie jest w ciąży. Ja też nie – powiedziałem by rozładować atmosferę i pielęgniarka która koło mnie przechodziła zachichotała. – Ani Alice, Jasper, Rose, ani Emmett – więc nie pytaj – dodałem, bo byłem pewny, że chciała o to zapytać.
- No to o co chodzi do cholery ?! – ooo , Esme jest nieźle wkurwiona. Ona nigdy – powtarzam NIGDY nie klnie!
- No bo…
 - Edward jęczysz jak baba w ciąży…
- Boże Esme daj mi dojść do słowa! Chodzi o Belle… - nastała chwila ciszy i usłyszałem charakterystyczny dźwięk w komórce który przełącza na głośnomówiący.
- Co się stało ? – zapytała głosem wypranym z emocji.
- Bella… miała wypadek… - Esme i Carlisle po drugiej stronie wciągają głośno powietrze do płuc.
- Cos się stało? Żyje ? Jakie ma obrażenia ? Co się stało ? Dlaczego ? Jak ? Kiedy ? – przekrzykiwali się na zmianę. Jak dzieci! Dosłownie jak dzieci! – pomyślałem.
- Spadła ze schodów. Żyje. Miała operacje związaną z kręgosłupem nie wiem jaką dokładnie bo nie rozmawiałem jeszcze z lekarzem. Kilka dziewczyn ze szkoły z zazdrości to zrobiło. Jak? Normalnie! 7 godzin temu – odpowiadałem niepewnie ponieważ myślałem, że pomyliłem się z pytaniami. Jestem pewien, że przewrócili w tej chwili oczami. No co ?! Chcieli wiedzieć !
- Zamawiamy samolot- rzuciła Esme przerażona.
- Nie trzeba. Jest w dobrym stanie. Nawet zajebistym!
- Język synek ! – krzyknął Carlisle. Taak! On nienawidził kiedy przeklinałem, a ja zawsze na przekór [xdd]. – Dzwoń z każdą informacją. Jeśli stan jej się pogorszy – dzwoń! Przyjedziemy od razu.
- Okej. Kończę. – rozłączyłem się nawet nie czekając na pożegnanie – za bardzo mi się spieszyło.
            Ruszyłem w stronę sali numer 314. Wszedłem. [ plan sali ] Od razu zauważyłem trzy łóżka. Najbliżej mnie, czyli drzwi znajdowała się starsza dziewczyna. To zapewne Elisa. – pomyślałem. Dziewczyna była … zwyczajna. Miała czarne krótkie włosy – jednak nie tak krótkie jak Alice – sięgały jej gdzieś do brody. Ubrana była w szpitalną piżamę. Nie zauważyła nawet kiedy wszedłem. Trzymała za rękę chłopaka o podobnym kolorze włosów. Jego włosy były krótkie – ścięte na tradycyjnego jeża. Ona mu coś opowiadała a on zaciekawiony słuchał. Aż było czuć od nich miłość. Bardzo do siebie pasowali.
            Po środku leżała kolejna dziewczyna. Jak jej było? Shiron? Sahron? Nie… Sharon! Tak! To na pewno to! O Boże! Dziewczyna patrzyła dokładnie na mnie z … UWAGA! Pożądaniem. Dziewczyna w ogóle nie była w moim guście. Wytapetowana gówniara. Ej, w końcu miała tylko jebane czternaście lat. To pokolenie będzie zachodzić w ciążę częściej niż kobiety po dwudziestce. Ale wracając do dziewczyny… Była blondynką. Miała włosy do ramion. Za dużo o jej twarzy nie mogłem powiedzieć bo była przykryta grubą warstwą pudru, fluidu i innego gówna. Do złudzenia przypominała mi Tanye… Chwileczkę! Teraz sobie to przypomniałem. Kiedyś, gdy jeszcze byłem z Tanyą… To był wtedy szybki numerek. Byliśmy wtedy u niej w pokoju i wtedy do owego pomieszczenia weszła krótkowłosa blondynka. Tanya natychmiast ją wygoniła. A więc to ona! To siostra tej suki! Całkowicie ją zignorowałem i swój wzrok skierowałem ku ostatniemu łóżku. Leżała tam. Prześliczna długowłosa brunetka. Nie widziałem jej twarzy ponieważ była odwrócona w stronę okna. Podszedłem do niej i usiadłem na okrągłym krzesełku przed oknem. Chwyciłem jej kruchą dłoń i usłyszałem ciche pikanie. Zerknąłem w stronę dźwięku i aż się wzdrygnąłem. Była to aparatura. Taka sama jak osiem lat temu. Postanowiłem nie patrzeć już w tamtą stronę. Skierowałem swój wzrok na twarz Belli. Wyglądała jak anioł. Wyglądała jakby po prostu spała. Pogłaskałem ją po policzku prawą dłonią ponieważ lewa wciąż trzymała jej rękę ( nie napisałam dłoń, aby nie było powtórzenia – dop.aut. ). Przejechałem swoim palcem po jej policzku w kolorze bieli. Jeszcze nigdy nie widziałem takiego odcienia. Sam miałem podobny kolor. Baa ! Podobny … Taki sam! Lekarze zawsze powtarzali mi, że jestem emamentem ( nie wiem jak to się piszę – dop.aut. ) na skalę światową! Widać, nie byłem jedyny. Nagle coś poczułem… a nawet nie coś! Poczułem ucisk na dłoni! Spojrzałem w tamtą stronę i zamarłem…   



  • oddział młodzieżowy – wiem, że nie istnieje taki oddział, ale chodziło o to, że w moim opowiadaniu jest oddział dziecięcy dla dzieci od 1 – 11 lat, i drugi od 12-18. Elisa przebywała tam tylko dlatego, że raptem dwa dni wcześniej skończyła 19 lat a w szpitalu była już 2 tygodnie i nie chciała być przenoszona na inny oddział.

1 komentarz:

  1. "- Nie trzeba. Jest w dobrym stanie. Nawet zajebistym!
    - Język synek ! – krzyknął Carlisle."
    To zdanie mnie rozwaliło XD
    W ogóle podobała mi się rozmowa z Esme.
    Przygotowana na każdą okoliczność :D
    Areszt,kac.. ^^
    Będę je czytać cały czas :D:D
    Weny!

    OdpowiedzUsuń