Perspektywa
Alice :
Wchodząc do szpitala razem z Emmettem i Rosalie trzymała Jaspera
za rękę. Wszyscy byliśmy pogrążeni w ciszy, która wyżerała
nas od środka. Najdziwniej jednakże patrzyło się na Emmetta,
który miał POWAŻNĄ minę! Ludzie! On nigdy nie był poważny! Ale
w sumie mu się nie dziwię – minęło już 11 dni a Bells się nie
budzi! Poza tym poznaliśmy świetną dziewczynę – Elise i jej
chłopaka – Pitera... Naprawdę świetni ludzie...
Gdy weszliśmy do windy wyciągnęłam komórkę aby zerknąć na
godzinę. 7:30. Jedenasty września, 2011. Taak. Jedenasty. Już. Aż.
Dopiero. Wszystkie dni mijały szybko i głównie spędzaliśmy je w
szpitalu. Najbardziej jednak podłamany był Edward. Taak. On się
tym przejął najbardziej. No cóż. Wydaję mi się, że pomiędzy
tą dwójką jest jakaś chemia... Zresztą to samo mówiłam o Rose
i Emmecie, no i co ? Spełniło się!
Weszliśmy do sali. Edward spał – siedział na krześle z głową
na łóżku szpitalnym. Bells siedziała obok po turecku wpatrując
się w miedzianowłosego jak w obrazek. Brunetka była ubrana w
jeansowe spodenki i czarną bokserkę z nadrukiem. Na jej smukłej
szyi widniały czarne korale obwiązane dwa razy i swobodnie
zostawione. Na nadgarstku za to znajdowała się kolorowa
pieszczocha, a obok niej – na stoliku nocnym leżały czarne
rzymianki na delikatnym obcasie... Zaraz... Chwila... Ona nie śpi!!!
- Bella ! Obudziłaś się – zaczął ktoś piszczeć. Dopiero po chwili zorientowałam się, że źródłem wysokiego dźwięku jestem ja sama! Nie myśląc jeszcze o Edwardzie który się obudził i spojrzał na nas zaspanym wzrokiem. W kącikach jego oczu widać było śpiochy.
- Alice! Rose! Emm! Jazz! - krzyknęła dziewczyna zrywając się z łóżka i biegnąc w naszą stronę. Przytuliliśmy się i długo trwaliśmy w takiej pozycji. Zaraz po tym dołączył do nas także Edward. Taki nasz grupowy uścisk.
- No nareszcie się wybudziłaś! - huknął Emmett. - Jeszcze nie widziałem takiej laski która tyle śpi – zaśmiał się przez co został zdzielony po głowie od Bells.
- Dobra spadamy stąd ? - spytała brunetka.
- A ty nie musisz leżeć ? – spytała Rose. Ooo ! Dobre pytanie.. Popatrzyliśmy na Bells podejrzliwie.
- Rano wypisałam się na własne żądanie – Odpowiedziała pokazując nam język.
Wzruszyliśmy ramionami i razem ruszyliśmy ku wejściu.
Pożegnaliśmy się jeszcze z Elise, która pisała sms'a. Okazało
się, że ona jak i Bells poznały się dziś rano! No prze cholera!
Do której one śpią?
Wyszliśmy na korytarz. Bella wciągnęła głośno powietrze.
- Moje buty! - krzyknęła na co się roześmialiśmy. - Bardzo śmieszne! - warknęła wchodząc do pomieszczenia które przed minutą opuściliśmy.
Perspektywa
Edwarda :
Oj
ta nasz Bella. Po chwili wyszła z pokoju już w butach trzymając w
lewej dłoni bukiety od nas a na prawym ramieniu sporej wielkości
torbę. Przecież ona jeszcze niedawno miała złamany kręgosłup!
Wywróciłem oczami i wyszarpnąłem – tak właśnie, nie wziąłem,
czy poprosiłem bo wiem, że by mi nie dała więc wyszarpnąłem ją.
- Ej ! - Oj, oburzyła się.
- Przypominam ci, że jeszcze kilka dni wcześniej mogłaś już nigdy w życiu wstać i chodzić więc się ze mną nie sprzeczaj! - ostrzegłem wygrażając palcem.
- Oj tam oj tam – skomentowała i wywróciła oczami. Ruszyliśmy ku gabinetu doktora gdzie mieliśmy odebrać wypis Belli i receptę. W końcu znaleźliśmy odpowiedni drzwi i zapukaliśmy. Otworzył nam mężczyzna w średnim wieku – był raczej przy kości. Miał na sobie biały. Lekarski fartuch a na szyi stetoskop.
- W czym mogę pomóc? - zapytał basem. Bella już otwierała usta aby wyjaśnić powód naszej wizyty, ale wyprzedziłem ją mówiąc :
- Przyszliśmy po wypis na żądanie i receptę dla pani Isabelli Swan – dziewczyna posłała mi srogie spojrzenie mówiące ' ja mam język ! ' al kompletnie ją zignorowałem.
- Ach tak. Już chwilka. Mężczyzna zniknął za drzwiami a po chwili znów się w nich pojawił tym razem z receptą, z jakąś dodatkową, białą karteczką, która była zapewne wypisem oraz … z młodym lekarzem. Po chwili z jego plakietki wyczytałem, że jest stażystą a nazywa się Paul Brener. Kompletnie zignorował nas i swoje spojrzenie skierował na Belle, która w akcie desperacji przytuliła się do mojego boku. Zrozumiałem iluzje, że mamy udawać parę. Objąłem ją w pasie. Lekarz podał nam te wszystkie kwitki i powiedział :
- To są wszystkie papiery o których rozmawialiśmy, ale jest jeszcze jedna kwestia. A mianowicie... masaż! Paul – tu wskazał na tego chłopaka gapiącego się ciągle na Belle. Chłopak momentalnie słysząc swoje imię otrząsnął się i popatrzył na lekarza ( swoją drogą doktor miał na imię Sam. - jest w tym specjalistą, więc myślę, że może on zająć się panną – tu spojrzał na kartki – Swan. - jego słowa zabrzmiały dwuznacznie. Mierzyłem chłopaka złowrogim spojrzeniem.
- Jaki będzie to masaż – spytałem nie odrywając wzroku od Paula.
- Masaż klasyczny. - odpowiedział stażysta głupkowato się uśmiechając. O nie! Nie pozwolę ci jej dotykać skurwielu ! Poczułem, że Bella bardziej się we mnie wtuliła. I nagle mnie olśniło ! Przypomniał mi się durny zakład z Emm'em i Jazz'em, który przegrałem. Miałem iść na dwutygodniowy kurs masażystów ! Uśmiechnąłem się triumfalnie do Paula.
- A czy jeśli potrafię go sam wykonać to Bella może nie skorzystać z … usług Paula ?
- Oczywiście, a mógłbym spytać w jakiej firmie uczył się pan stażu ?
- W Valaent*.
- Och... -zamyślił się doktor – to najlepsza firma w Miami ! W takim razie Paul nie będzie wam potrzebny. - chłopak spojrzał na mnie ze złością, prychnął i odwrócił się na pięcie znikając mi z pola widzenia. I dobrze. Nie miałem ochoty go oglądać.
Lekarz podał Bells wszystkie kwitki i ruszyliśmy do wyjścia ze
szpitala głośno dowcipkując i śmiejąc się. Co ciekawe Bella
cały czas mnie przytulała. Pewnie myślała, że Paul jeszcze
wygląda przez okno czy coś. Ale nie protestowałem – gdzieżbym
śmiał [ xdd ].
W samochodzie panowała podobna atmosfera – po prostu luźna !
W końcu dojechaliśmy. Bella widząc dom szeroko się uśmiechnęła
odsłaniając śnieżnobiałe zęby. Bacznie obserwowałem ją, a gdy
zerkała na mnie uśmiechałem się anielsko. Dziewczyna wyszła z
samochodu, rozłożyła ręce i obróciła się kilka razy śmiejąc.
- I tego mi brakowało – szepnęła na tyle głośno że tylko ja to usłyszałem.
- Czyli ? - zapytałem. Nie bardzo rozumiałem o co jej chodzi.
- Słońca, przestrzeni i … domu ! - powiedziała patrząc w moje oczy. Pokiwałem głową ze zrozumieniem.
Wzięliśmy manatki Bells i wnieśliśmy do jej pokoju. Alice
przygotowała dla niej niespodziankę i w miejsce pustej antyramy nad
łóżkiem wstawiła sporej wielkości fotografię przedstawiającą
nas wszystkich – Mnie, Belli, All, Jazz'a, Rose, Emm'a, Carlisle'a
i Esme. Zdjęcie było piękne!
Wszedłem do swojego pokoju i usiadłem na łóżku przygotowywując
się do perspektywy spędzenia z pół nagą Bellą przez piętnaście
minut i jakby … się uśmiechnąłem ! :)
- Nazwa firmy zmyślona ;pp
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz